Pogrzeb
Nibiru, Wyspa Vvarden, Baza Wojskowa Asoremma: (ShaShi)
Uśmiechnęły się szeroko na widok Kai'a i D.O z formacji E.X.O. Ubrani byli w białe stroje do misji które w niektórych miejscach miały odblaskowe wzory, sprawiały wrażenie jakby przepływała przez nie woda, oboje na rękach mieli ich pierścienie strażników, każdy w innym kształcie. Byli oni jedną z najbardziej znanych formacji wojskowych, chociaż wciąż bardzo młodą, porównywani często do Inhumans lub Excalibura, nazywani "Młodszymi S.J". Na ich widok jeden z plutonów przerwał ćwiczenia, by im zasalutować. Oczywiście pełni powagi odwzajemnili gest. Jedynie Kai nie mógł zachować powagi gdy zobaczył kilka dziewczyn rekrutów robiących do niego i D.O maślane oczy. Ale trudno się im dziwić. Do lądowiska podszedł jeden z żołnierzy, zasalutował im, oczywiście znał ich ale musiał się trzymać procedur i zobaczyć ich pozwolenia.
-Jak trzeba to trzeba-westchnął Kai.
-Jak trzeba to trzeba-westchnął Kai.
Przyłożyli swoje pierścienie do specjalnego czytnika. W ten sposób na małym przezroczystym ekranie na rękawicy strażnika pokazali swoje przepustki z pozwoleniem na przebywanie na terenie Asoremmy. Strażnik kiwnął głową i puszczono ich przodem. Jednak dziewczyny zdziwiły się ich niespodziewaną wizytą, od pewnego czasu E.X.O nie opuszczało Etheihan City, jeśli byliby tu na misji wiedziałyby o tym znacznie wcześniej.
Spotkali się w pół drogi do siebie, na ich twarzach malowała się powaga. -Szacunek i honor-ShaShi jak jeden mąż zasalutowały im. Po chwili niezręcznej ciszy i powagi Kai i D.O uśmiechnęli się rozbawieni do dziewczyn a one do nich -Co tak sztywno ? To nie misja-D.O uściskał każdą z nich mocno, podobnie jak Kai. Pośród nich zrobiło się strasznie głośno, pytali co u nich, jak misje, ale w końcu liderka im przerwała. -Dawno was nie widziałyśmy, co was sprowadza do Vvarden ?-spytała Heeyun -Z tego co wiem, powinniście być w stolicy.
I w tym momencie cały dobry nastrój zniknął, momentalnie spoważnieli i spojrzeli wzajemnie po sobie, jakby jeden próbował wymusić na drugim by coś powiedział. Czarnowłosy odchrząknął głośno.
-Jest coś, o czym powinnyście wiedzieć-zaczął D.O
Dawno nie widziały go tak poważnego, nawet gdy je trenował. -Coś się stało ?-Ivy spojrzała zaniepokojona. -Wczoraj patrolowaliśmy dzielnice Etheihan City i...-głos D.O minimalnie zadrżał zamilkł na chwile. Popatrzyły na niego z niedowierzaniem, D.O nigdy się nie jąkał. Blondynka dłużej nie wytrzymała.-I...co się stało? Co się stało na patrolu ?!-Amane niemal na nich wrzasnęła nie mogąc znieść tego napięcia.
-Kris nie żyje...-dokończył Kai
Dziewczyny zamarły w miejscu, czując ukłucie w sercu, a później nadchodzącą fale smutku.
Dziewczyny zamarły w miejscu, czując ukłucie w sercu, a później nadchodzącą fale smutku.
***
6 dzień Wschodzącego Słońca 4E 021
Pogoda w stolicy była okropna. Chmury nigdy nie były tak czarne jak tego dnia, powietrze było ciężkie i nie do zniesienia, zerwała się istna wichura, kwestią czasu było aż zacznie się burza. Ale to przez nastroje E.X.O które miały duży wpływ na pogodę.
Dziewczyny dostały przepustkę na trzy dni by mogły uczestniczyć w pogrzebie. Przybyły wcześniej teleportując się razem z Kai'em i D.O by złożyć reszcie kondolencje. Zastały chłopaków w pokoju narad. Cieszyli się na ich widok ale byli zbyt załamani by się chociażby uśmiechnąć, zrozumiałe, w końcu stracili jednego z nich. Tao i Suho nie kryli łez, reszta była przygaszona. Gdy Jeanette dowiedziała się o śmierci Krisa, niemal całkowicie zamilkła.
Tego dnia wszyscy ubrani w czarne stroje żałobne zgromadzili się przy Instytucie Naukowym, ponieważ ludzi było za wiele by wszyscy pomieścili się w kaplicy. Plac przed Instytutem był ogromny, i tradycją było by każdego zasłużonego żołnierza, pożegnać właśnie tam. Stał tam pomnik, w kształcie ogromnego płomienia, gdzie po śmierci każdego zasłużonego członka formacji, pisano na nim jego imię.
Na pogrzeb Krisa przyszła nie tylko rodzina i przyjaciele, ale wszystkie najważniejsze formacje wojskowe Nibiru - z wyjątkiem Infinite którzy nie zdążyli wrócić z misji, oraz tysiące zwykłych cywilów. Plac był niemal całkowicie wypełniony. Wszystkie jednostki wojskowe ustawiły się w szyku i zasalutowały generałom którzy również pojawili się na pogrzebie.
Na wielkim przezroczystym ekranie nad Instytutem pojawiło się zdjęcie Krisa, czarno-białe. Na Nibiru czarno-białe zdjęcia oznaczały że osoba nie żyję. Wtedy zapadła absolutna cisza.
Na mównicę wszedł Suho pochylił się nad metalową kulą z przedłużeniem, do której miał mówić. Poprawił ją nieznacznie i upewnił się że będzie go słychać. Odchrząknął i spojrzał po zgromadzonych.
-Dziękuję wszystkim za przybycie, to wiele dla nas znaczy-Suho nie miał o dziwo naszykowanej kartki -Panie i Panowie, drodzy goście, czcigodna rodzino, zebraliśmy się tu by pożegnać drugiego lidera E.X.O niezastąpionego przyjaciela i ukochanego syna, Yifana Wu.-zrobił chwile przerwy by wziąć oddech -Odejście Krisa, to dla nas niewyobrażalna strata. Kris był nam wszystkim bliski już za czasów gdy byliśmy zwykłymi rekrutami. Na początku tak jak większość z nas był zagubiony, jednak odnalazł się szybciej niż ktokolwiek z nas. Wspierał nas przez te lata aż zostaliśmy jedną drużyną. Był człowiekiem upartym i wytrwałym, nigdy się nie poddawał, nie zakładał niepowodzenia i nie mówił, że nie podoła. Zawsze wyciągał pomocną dłoń z uśmiechem na ustach. Był odważny i nigdy nie zostawił towarzysza w potrzebie...Straciliśmy brata, ale pamięć o nim pozostanie w nas, w jego rodzinie i przyjaciołach. Pamięć o Krisie nigdy nie umrze. Niech go Avishael strzeże. Szacunek i honor!-tymi słowami Suho zakończył przemówienie. Odszedł od mównicy w momencie gdy zaczęło kropić i grzmieć z daleka. Wszystkie drużyny zasalutowały zdjęciu Krisa, mimo deszczu stali tak kilka minut w milczeniu i bezruchu.
W końcu jednak ludzie zaczęli się rozchodzić, najpierw cywile, potem formacje i przyjaciele. Najdłużej została tam najbliższa rodzina. W końcu i jego rodzice postanowili wrócić do domu. Matka zmarłego była cała we łzach, mąż objął ją silnym ramieniem i zaprowadził w stronę ich pojazdu. Młodszy brat Krisa - Darren postanowił dotrzymać tradycji i w nocy strzec trumny brata przed kremacją.
Dziewczyny zmierzały powoli w stronę grawi-auta. Deszcz i wiatr nie ruszał żadnej z nich. Miały w planach to samo co reszta, czyli utopić smutki w alkoholu.
***************************************
Ziemia: (Arin)
- Ukitake dlaczego nie jesteś z resztą?
Arin podniosła wzrok słysząc znajomy głos. Tuż przed parkową ławką na której siedziała intensywnie licząc źdźbła trawy stał Kuchiki Byakuya ubrany w cywilne ciuchy. Westchnęła cicho starając się nie okazać rozdrażnienia. Kapitan 6 oddziału był jedną z ostatnich osób na jej liście z którymi tego wieczoru chciała porozmawiać. Nie zamierzała mu się zwierzać ale wiedziała, że tak łatwo się go nie pozbędzie. Zerknęła na niego ukradkiem. Stwierdziła w myślach, że bez munduru jest o wiele bardziej przystojniejszy. Szybko tego pożałowała słysząc w swojej głowie głośny śmiech Shayrana. Po chwili na swoim ramieniu poczuła dotyk jego dłoni.
- Nie widzisz, że ona nie chce z tobą rozmawiać?
- Zawsze pojawiasz się nieproszony tam gdzie nie życzą sobie twojej obecności.
- Dziękuję mam to wspaniałe wyczucie chwili.
- Nie wątpię w to ale...
- Dosyć. Shayran dosyć, odejdź. - przerwała im nie chcąc by za bardzo się rozkręcili. Od czasu kiedy Kuchiki dogłębnie pokazał jej miejsce w szeregu, jej towarzysz starał się mu uprzykrzać życie przy każdej nadarzającej się okazji.
- Nie, nie zostawię cię z nim samej.
- Odejdź. - powtórzyła twardo.
- Jak sobie życzysz. Wystarczy, że mnie wezwiesz... - Niebieskowłosy mężczyzna ukłonił się mrużąc groźnie oczy i rozpływając się w powietrzu..
- Chwilami mam wrażenie że twój duch zanpakuto jest zbyt... realistyczny. Czasami mam ochotę udusić go gołymi rękami i zastanawiam się co by się stało gdyby udało się go zabić...
- On jest częścią mnie a ja jego. Żadne z nas nie może istnieć osobno.
- Jasne...Więc co się stało? Reszta kandydatów poszła... jak to nazwali... na pizzę i do kina.
- No nie wiem. Może to, że o mało nie wysadziłam podziemi sklepu w powietrze i nie spaliłam wszystkich żywcem?
- To nie twoja wina. To miejsce miało być odpowiednie do zdjęcia twojego limitu. Urahara musiał popełnić jakiś błąd w obliczeniach.
- Mogłam bardziej uważać. To ja popełniłam błąd biorąc udział w tym egzaminie.
- I tylko o to chodzi? Nie załamuj mnie.
- Ale...ale jeśli to się powtórzy? Bycie kapitanem to duża odpowiedzialność. Chyba za duża jak dla mnie. Wrócę do Seiretei i nadal będę twoim porucznikiem.
- Nie zgłaszałbym cię do testów jeśli nie wierzyłbym w ciebie. Rozumiesz? Nic się nie powtórzy. Przejdziesz specjalny trening, który do tej pory ukończył tylko jeden z nas a kiedyś może... Przestań się mazać i rusz się mam ochotę na filiżankę zielonej herbaty.
Zdziwiona jego słowami zdołała tylko pokiwać głową, po czym wstała posłusznie i ruszyła za nim pustą ulicą.
W końcu jednak ludzie zaczęli się rozchodzić, najpierw cywile, potem formacje i przyjaciele. Najdłużej została tam najbliższa rodzina. W końcu i jego rodzice postanowili wrócić do domu. Matka zmarłego była cała we łzach, mąż objął ją silnym ramieniem i zaprowadził w stronę ich pojazdu. Młodszy brat Krisa - Darren postanowił dotrzymać tradycji i w nocy strzec trumny brata przed kremacją.
Dziewczyny zmierzały powoli w stronę grawi-auta. Deszcz i wiatr nie ruszał żadnej z nich. Miały w planach to samo co reszta, czyli utopić smutki w alkoholu.
***************************************
Ziemia: (Arin)
- Ukitake dlaczego nie jesteś z resztą?
Arin podniosła wzrok słysząc znajomy głos. Tuż przed parkową ławką na której siedziała intensywnie licząc źdźbła trawy stał Kuchiki Byakuya ubrany w cywilne ciuchy. Westchnęła cicho starając się nie okazać rozdrażnienia. Kapitan 6 oddziału był jedną z ostatnich osób na jej liście z którymi tego wieczoru chciała porozmawiać. Nie zamierzała mu się zwierzać ale wiedziała, że tak łatwo się go nie pozbędzie. Zerknęła na niego ukradkiem. Stwierdziła w myślach, że bez munduru jest o wiele bardziej przystojniejszy. Szybko tego pożałowała słysząc w swojej głowie głośny śmiech Shayrana. Po chwili na swoim ramieniu poczuła dotyk jego dłoni.
- Nie widzisz, że ona nie chce z tobą rozmawiać?
- Zawsze pojawiasz się nieproszony tam gdzie nie życzą sobie twojej obecności.
- Dziękuję mam to wspaniałe wyczucie chwili.
- Nie wątpię w to ale...
- Dosyć. Shayran dosyć, odejdź. - przerwała im nie chcąc by za bardzo się rozkręcili. Od czasu kiedy Kuchiki dogłębnie pokazał jej miejsce w szeregu, jej towarzysz starał się mu uprzykrzać życie przy każdej nadarzającej się okazji.
- Nie, nie zostawię cię z nim samej.
- Odejdź. - powtórzyła twardo.
- Jak sobie życzysz. Wystarczy, że mnie wezwiesz... - Niebieskowłosy mężczyzna ukłonił się mrużąc groźnie oczy i rozpływając się w powietrzu..
- Chwilami mam wrażenie że twój duch zanpakuto jest zbyt... realistyczny. Czasami mam ochotę udusić go gołymi rękami i zastanawiam się co by się stało gdyby udało się go zabić...
- On jest częścią mnie a ja jego. Żadne z nas nie może istnieć osobno.
- Jasne...Więc co się stało? Reszta kandydatów poszła... jak to nazwali... na pizzę i do kina.
- No nie wiem. Może to, że o mało nie wysadziłam podziemi sklepu w powietrze i nie spaliłam wszystkich żywcem?
- To nie twoja wina. To miejsce miało być odpowiednie do zdjęcia twojego limitu. Urahara musiał popełnić jakiś błąd w obliczeniach.
- Mogłam bardziej uważać. To ja popełniłam błąd biorąc udział w tym egzaminie.
- I tylko o to chodzi? Nie załamuj mnie.
- Ale...ale jeśli to się powtórzy? Bycie kapitanem to duża odpowiedzialność. Chyba za duża jak dla mnie. Wrócę do Seiretei i nadal będę twoim porucznikiem.
- Nie zgłaszałbym cię do testów jeśli nie wierzyłbym w ciebie. Rozumiesz? Nic się nie powtórzy. Przejdziesz specjalny trening, który do tej pory ukończył tylko jeden z nas a kiedyś może... Przestań się mazać i rusz się mam ochotę na filiżankę zielonej herbaty.
Zdziwiona jego słowami zdołała tylko pokiwać głową, po czym wstała posłusznie i ruszyła za nim pustą ulicą.
Kilka dni później:
Soul Society: (Arin)
Rozkaz stawienia się jak najszybciej w biurze pierwszej dywizji zastał ją na wewnętrznym placu treningowym swojego oddziału. Minął już prawie tydzień gdy zdecydowała się objąć stanowisko kapitana dziewiątej dywizji. Oprócz niej awans otrzymali Abarai Renji i Kurosaki Ichigo. Od tego czasu prawie nie miała czasu dla siebie i coraz bardziej zaczynała żałować podjętego wyboru. Akurat tego dnia wkońcu zabrała się za przegląd kart osobowo-płacowych i ustalenie nowej hierarchii. Razem z Hisagim zaplanowali kilka testów i pojedynków pomiędzy najlepszymi żołnierzami. Podczas oceniania indywidualnych umiejętności podwładnych doszły do niej słuchy o planowanym buncie. Gdy zapytała wprost o co chodzi, ludzie stanęli za jej porucznikiem twierdząc, że to nie jest miejsce dla niej. Postanowiła od razu to uciąć więc stoczyli między sobą pokazowy pojedynek, w trakcie którego udowodniła, że potrafi tak dobrze walczyć jak niejeden mężczyzna. Po otrzymaniu wezwania, testy kontynuował oficer tymczasowo posiadający trzecią rangę a oni jak najszybciej udali się do centrum Seiretei. Byli pewni, że w tej chwili odbywa się jedna z wielu zamkniętych narad dlatego też zdziwili się widząc czekającego na nich samotnego Sasakibe Chojiro. Mężczyzna gestem zaprosił ich do biura głównodowodzącego, które opuścili po półtorej godzinie udając się prosto w miejsce, gdzie otwierano portale pozwalające szybko dostać się na Ziemię. Czekał już tam na nich Kurotsuchi Mayuri.
- No wkońcu.... Ileż można.... - zaczął zrzędzić ciągle powtarzając jaki jest zapracowany.
- Kapitanie nie przesadzaj. - stwierdziła przyglądając się wrotom. Od dawna starała się trzymać od niego z daleka ponieważ ciągle się jej wydawało, że on zna jej tajemnicę.
- Ja przesadzam ja? Stańcie tam! Nemu zaczynaj! - rozkazał władczym tonem głosu. - Chwilę to potrwa to nie będzie zwykłe przejście...
- Nie podoba mi się to. - szepnęła do swojego towarzysza obserwując uważnie otwarcie portalu do innego świata. Jako smok wiedziała, że istnieją światy równoległe, inne planety ale nie przypuszczała, że kiedyś odwiedzi któryś z nich.
- Mi również... Nie ufam mu. - odpowiedział równie cicho.
- Co sądzisz? Ciekawe dlaczego trzymają to w tajemnicy? - zapytała odwracając głowę i chroniąc oczy przed gwałtownym rozbłyskiem światła. Shuuhei nie odpowiedział zafascynowany przyglądając się deszczowym chmurom, które dostrzegał po drugiej stronie. Nagle wzdrygnął się widząc obok siebie dowódcę oddziału technologicznego.
- Skończone. Oto przed sobą macie mój najnowszy wynalazek pozwalający na natychmiastowe przejście na Ziemię lub... gdzieś indziej... - oświadczył niezwykle zadowolony z efektów swojej pracy. - Wiecie co macie zrobić. Na wykonanie zadania macie dwie i pół godziny. Po tym czasie brama się automatycznie zamknie i będziecie musieli otworzyć ją sami. Nibiru znajduje się ciut dalej niż Ziemia więc może to być dla was małym problemem... No cóż ruszajcie. Tamci wiedzą, że się zjawicie. Nikt nie będzie wam przeszkadzał. Powodzenia.
Pokiwali w milczeniu głowami. W końcu Arin nie mogąc znieść tego niezdecydowania wzięła głęboki wdech, zamknęła oczy i przeszła na drugą stronę pojawiając się pośrodku burzowych chmur wysoko nad planetą.
Nibiru, Etheihan City: (Arin)
Dała znak Hisagiemu, że nic jej nie jest. Rozglądnęła się wyczuwając sporą ilość duchowej energii należącej do zmarłych dusz oraz do stworów, które się nimi żywiły. Rozdzielili się rzucając się w wir pracy bogów śmierci. Żaden z shinigami nigdy nie był na Nibiru więc mieli naprawdę dużo roboty. Arin wykorzystywała Piekielne Motyle do odnajdywania kolejnych dusz. Tak trafiła do kaplicy znajdującej się przy Instytucie Naukowym, gdzie czuwał Darren przy ciele zmarłego, starszego brata. Wysłała przodem owady, które pojawiły się nagle w środku pomieszczenia i zdały jej raport. Po chwili zjawiła się zgrabnie zeskakując na posadzkę i wprawiając w popłoch zmarłego Krisa, który cofnął się przed nią aż pod ścianę. Zerknęła na chłopaka czuwającego przy zwłokach ale pomyślała, że on przecież nie może jej zobaczyć. Była tak skupiona na przeprowadzeniu rytuału, że nie zauważyła tego, iż była przez niego obserwowana od chwili gdy pojawiła się wysoko w świątynnym oknie.
- Na wszystkich bogów kim jesteś?
- Nie obawiaj się mnie. Przybyłam przeprowadzić cię tam gdzie będziesz bezpieczny. Twój czas na Nibiru się zakończył.... - stwierdziła wyciągając katanę z pochwy.
- Nie podchodź! Kim ty jesteś? - Kris powtórzył pytanie nadal cofając się przed nią. - Jesteś wysłannikiem Avishaela? Zabierzesz mnie do krainy śmierci?
- Jestem shinigami Ukitake Arin, kapitan dziewiątego oddziału, Trzynastu Oddziałów Obronnych Seiretei. Przybyłam aby przeprowadzić cię do Soul Society, twojego nowego domu, gdzie już nigdy nie będziesz cierpiał.
- Wiem, że nie żyję ale... nie mogę, nie mogę opuścić brata i rodziców.... A moi przyjaciele? Co z nimi?
- Niestety twój czas tutaj się zakończył. - cierpliwie powtórzyła pamiętając, że zapewne jest nadal w ciężkim szoku po swojej śmierci. - Musisz o nich zapomnieć. Twoje odejście zapewni im ukojenie.
Zrobiła kilka kroków w jego kierunku ale nagle z miejsca przy katafalku poderwał się Darren zastępując jej drogę.
- O nie. Nie wiem kim lub czym ty jesteś ale nie pozwolę ci się zbliżyć do mojego brata!
- No nie... - warknęła zatrzymując się. - Jakim cudem...? Nie powinieneś nas dostrzegać.
- Już od dawna widzę duchy i potrafię się z nimi komunikować. I nie pozwolę ci go zabrać. Nie stracę brata po raz drugi.
- Nic nie rozumiesz to mój obowiązek.
- Nic mnie to nie obchodzi. Jakoś do tej pory, zmarli żyli wśród nas i wszystko było w porządku!
- Rozumiem twoje wzburzenie ale nie pozwolę mu tutaj zostać... - mówiąc to nagle zniknęła. Pojawiła się tuż przy nim i spróbowała go ominąć. Jednakże Darren zdołał chwycić ją za dłoń i odepchnąć tak, że się poślizgnęła i upadła upuszczając katanę, która z brzękiem potoczyła się po posadzkę. Zdziwił się przy tym ponieważ sądził, że tak jak Kris jest bytem niematerialnym. Widząc, że jest uzbrojona postanowił ją zaatakować ale na jego drodze pojawił się Shayran.
- Jak śmiesz dotykać moją panią. - Niebieskowłosy mężczyzna bez dłuższych ceregieli unieruchomił go w żelaznym uchwycie tak, że tamten nie mógł się poruszyć. - Patrz i ucz się.
Rudowłosa wstała otrzepując ubranie i podeszła do Krisa. Darren widząc to próbował się uwolnić ale nie miał na to żadnych szans. Po chwili było już po wszystkim. Dusza chłopaka zamieniła się w dużego czarnego motyla, który trzepocząc skrzydełkami wzbił się w powietrze i po chwili zniknął lecąc w kierunku księżyca.
-To koniec.
- Zabiję cię! Możesz być samą służką Avishaela ale zabiję cię! Oddaj mi brata! - Darren krzyczał szaleńczo się szarpiąc.
- Shayran zaczyna mnie boleć głowa... - westchnęła.
- Już się robi. - jej towarzysz nacisnął punkt na ciele chłopaka a po chwili ten się uspokoił i stracił przytomność osuwając się na zimną podłogę świątyni.
- Kto to? - zapytał Hisagi Shuuhei pojawiając się z nienacka pomiędzy nimi.
- Nikt ważny. - odpowiedziała. - Skończyłeś?
- Tak.
- Więc wracajmy. Za kilka minut Kurotsuchi zamknie nasze przejście.
***
Nibiru, Etheihan City: (ShaShi)
Derabor. Idealne miejsce na wylewanie łez i picie na umór. Mały, zadbany, nowocześnie wyglądający lokal. Drewniana podłoga i sufit, lekko zakrzywione krzesła, wielkie szyby przez które doskonale widać było ulice, zwykły bar w stolicy. Dziewczyny siedziały przy drewnianej ladzie, raz po raz przechylając kieliszki z czarnym trunkiem. Na przezroczystym ekranie telewizora akurat leciały wiadomości, oczywiście mówiono o śmierci Krisa, oraz o braku jakichkolwiek śladów zabójcy.
-Przełącz pan to-warknęła Ivy, wypijając kieliszek cierpkiego czarnego alkoholu.
-Co ? Nie w humorze ?-spytał barman wycierając blat gdzie przed chwilą lekko wstawiona Amane wylała zawartość kieliszka.
-Też byś nie był, gdyby zabili Ci przyjaciela-głos Jeanette był tak grobowy że Sky siedząca przy niej dostała dreszczy. -Okej okej rozumiem-mężczyzna spojrzał przepraszająco.
-Jeszcze dwie butelki, Rick-poprosiła Heeyun.
-Już się robi-powiedział i położył przed nimi dwie butelki z czarnym alkoholem o nazwie "Angelic Biterness" potocznie zwanego po prostu "Angel".
-Nie mogę uwierzyć że Kris nie żyje-powiedziała Heeyun przerywając tym samym niezręczną ciszę i przechylając kolejny kieliszek. -Niedawno robiłyśmy z nim misję w Coidion w Zachodnim Nibiru, cieszył się że widzi rodzinne strony-dodała Ivy.
-Mnie za to ciekawi co się stało-westchnęła Sky
-A ja chce go pomścić-powiedziała Jeanette i niemal zgniotła w dłoni kieliszek.
-Może to Ares-powiedziała i wbiła wzrok w pusty kieliszek, Heeyun wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia. -Uciekł prawie 12 lat temu z Crowhaven, od tego czasu wszyscy są postawieni w ciągłej gotowości-dodała.
-Ares ? Niemożliwe -Zgadzam się, Kris dałby mu popalić.
-Myśl trzeźwo Jeanette. To były członek Inhumans wybił większość swoich. Porozbijał ich jak pionki na szachownicy-stwierdziła Heeyun. Skyberry lekko się skrzywiła na to co powiedziała.
-No nie wiem, jakoś nie mogę w to uwierzyć
-Sky ma rację. On ma skale międzynarodowego przestępcy. Pamiętacie co zrobił z Excaliburem ? Przeżyła tylko trójka z 15 osobowego składu-powiedziała Amane.
-Taa...-Sky się na chwile zamyśliła nad słowami blondynki. -No nic, zmieńmy temat.
-Lepiej się napijmy-powiedziała liderka a Amane polała dziewczynom przy okazji wylewając część trunku na blat. -Amane co Ty wyprawiasz ?! -Ty już nie pijesz-Ivy parsknęła śmiechem.
-Eeeeej...no nie moja wina że te kieliszki się dwoją-powiedziała blondynka na której policzkach widniały już delikatne różowe rumieńce.
Znowu opróżniły kieliszki. Sky spojrzała na zegar nad barem, wskazywał on 20:43.
-Muszę iść, jem dzisiaj kolację z rodzicami-powiedziała wstając z barowego stołka i zakładając ciemną kurtkę na siebie.
-Już, tak wcześnie ? -Zostań jeszcze chwile
-Nie mogę. Dom moich rodziców jest po drugiej stronie miasta a nie chce żeby znowu mówili, że znowu się spóźniam, a Hyosung jest zawsze punktualnie bla bla bla bla bla...-wywróciła oczyma, udając swoich rodziców.
-No dobrze, nie spóźnij się na kremacje. O 11:00-przypomniała jej Ivy.
-Wolałabym to ominąć ale skoro trzeba. Do jutra-pożegnała się z nimi. Dziewczyny pożegnały ją i zostały w barze dalej pić. Gdy Sky wyszła na ulice ciągle padało, ludzie chodzili pod specjalnymi parasolami, odpornymi na deszcze, kwaśne deszcze i pioruny. Chodnik był już cały mokry, na szczęście pod barem stało jej grawi-auto.
Wsiadła szybko do środka. Jako że piła ustawiła autopilota pod dom jej rodziców. Pojazd uruchomił kółka anty grawitacyjne, włączył światła i ruszył.
Jadąc obserwowała wysokie budynki stolicy, bujną zieleń która została, mimo tej całej nowoczesności. Wszędzie migotały kolorowe światełka, które wręcz usypiały.
***
Podjechała pod znany jej adres. Pojazd zaparkował na podjeździe prywatnej posesji rodziny Cho. Wysiadła z samochodu, ale zaraz zaatakował ją jej ukochany psiak przypominający szczeniaka rasy boo. -Hayangi! Moje kochane mięciutkie 3 kg szczęścia- wzięła szczekającego pieska na ręce i pobiegła do drzwi wejściowych. Wstukała swój kod i drzwi się otworzyły.
-Jestem!-krzyknęła drzwi się za nią zamknęły a ona puściła Hayangi przodem, który ślizgając się po płytkach pobiegł do dużego pokoju. Przedpokój był mały cały w lustrach nad nimi wisiały lampy eterowe, lustra na pilota pokazywały dowolny wystrój wnętrza.
Zaraz po tym jak pies zniknął, pojawiła się ich gosposia-robot, Gyuri.
-Witam panienkę, mogę wziąć płaszcz ?-spytała wyciągając mechaniczną rękę -Dziękuję Gyuri-podała jej kurtkę i zdjęła buty. -Są rodzice ?-spytała gdyż nie słyszała nic poza szczekaniem psa. -Czekają na panią.-wskazała jej drogę do salonu.
Salon był duży w jasnych kolorach, z nowoczesnymi meblami i sprzętem elektronicznym. Na kanapie siedział jej ojciec czytając gazetę. Ciemnowłosy o brązowych oczach, twarz ciągle przystojna chociaż już pojawiło się na niej kilka zmarszczek. Były członek Excalibura. Mogła być dumna z takiego ojca, zresztą była.
Za chwile z kuchni wyszła jej matka, niewiele młodsza od ojca, ciągle piękna. To po niej odziedziczyła cały wygląd. Była członkini Inhumans. Pozazdrościć rodziców. Za nią wybiegła rozszczekana kulka futra, która uspokoiła się dopiero gdy dostała kość. Mały terrorysta.
-Hyorin!-matka w pierwszym odruchu ją mocno przytuliła. Dawno się nie widzieli bo nie mogła dostać przepustki. Uśmiechnęła się szeroko -Szacunek i honor
-Szacunek i honor, siadaj zaraz będzie kolacja-powiedziała jej matka. Uściskała mocno ojca. -A gdzie Hyosung ?
-Niedługo będzie, właściwie już powinna być-powiedziała głośno jej matka z kuchni.
-To chyba jej pierwsze spóźnienie w życiu...
-To co ją zatrzymało to na pewno coś ważnego-powiedział jej ojciec zza gazety.
Nagle usłyszeli trzaśnięcie drzwi wejściowych. -Jestem!-usłyszała głos siostry -Cudownie-niezadowolona wcisnęła się głębiej w kanapę. Chwile potem liderka SilverHawks weszła do salonie a za nią Gyuri. -Szacunek i honor tato -Szacunek i honor córciu -Hyosung! Co tak długo ?!-matka ją objęła -Martwiliśmy się, nigdy się nie spóźniasz.-powiedziała jej matka -Przepraszam, zasiedzieliśmy się z E.X.O. Cześć Berry-uśmiechnęła się do siostry, ta odpowiedziała jej półuśmiechem.
-Dobra siadajmy bo jestem głodny.-zarządził ojciec. -Pomóc Ci z czymś mamo ?-spytała Hyosung -Nie dziękuję skarbie, Gyuri się wszystkim zajęła.
Kilka chwil potem siedzieli już przy stole a Gyuri przynosiła jedzenie, przyniosła też dwie butelki Angelic Biterness ale po dzisiejszym Skyberry wystarczało.
Rozmawiali o pogrzebie, o ich służbach w wojsku, omawiali sprawę Krisa, tak jak i reszta zastanawiali się kto za tym stoi. Skyberry chciała podzielić się swoją teorią ale nie mogła. W ich domu nie wymawiało się imienia Ares, więc temat bardzo szybko ucichł. Zmienili temat ze względu na ojca. Ojciec ciekaw wypytywał Hyosung o jej misje, w końcu SilverHawks nie mieli byle jakich zadań, wspominał przy tym swoją służbę. Skyberry dłubała pałeczkami w jedzeniu udając zainteresowanie, w końcu jej matka zapytała ją co u niej słychać. -Po staremu mamo, nie mam tak interesujących misji jak Hyosung bo ciągle zabijam tylko Wężowniki. No i służba nie drużba, nie mam czasu dla siebie-westchnęła ciężko
-Postaraj się o coś ciekawszego-stwierdził jej ojciec przełykając kawałek mięsa.
-Jak tato ? Sam mówiłeś że z wojskowymi się nie dyskutuje.
-Możesz w drodze wyjątku wyjść z inicjatywą, ja tak zrobiłem.-powiedział dumnie
-Tak a potem o mało co Cię nie zabili jak byłeś w Leilari na Koor'Nemir-wtrąciła jej mama.
-Oj tam ważne że wyrwałem się z nudnych patroli
-Nie słuchajcie go, potem dwa tygodnie dygotał jak galareta-powiedziała a dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.
-Wcale nie!
-Nie nie no skąd szkoda tylko że Welch opowiadał to chyba tysiące razy. Kiwałeś się w przód i w tył trzymając za nogi i wyglądałeś jakby Cię z piekła wyciągnęli.
-Welch wtedy rzadko bywał trzeźwy, może mówił o sobie?
-On nawet jak był pijany nie wpadał na tak głupie pomysły jak Ty.
-To mało go znasz, jeśli chcecie opowiem wam kilka historyjek
-To opowiedz im jak wsadziłeś głowę w paszcze "martwego" Wężownika i chciałeś by zrobili Ci zdjęcie a Wężownik nagle ożył-powiedziała rozbawiona matka dziewczyn, które zaczęły się głośno śmiać.
-To akurat był zakład który wygrałem
-Nie wiem skąd Ty brałeś takie durne pomysły i zakłady...-westchnęła ich matka.
-Mam duża wyobraźnię.
Wywróciła oczami i westchnęła. Dziewczyny słuchały opowieści ich ojca i docinków jego matki, na chwile zapominając o smutku po stracie Krisa. Noc miały spędzić w swoich pokojach. Skyberry westchnęła szczęśliwa widząc swój pokój. Miał coś w stylu fototapety, biurko, sporą szafę, duże łóżko, półkę nocną holomputer, gry, i zabawki. Wyglądał tak jak za dnia gdy musiała wyjechać na trening gdy dowiedziała się o swoich mocach. Poszła natychmiast do małej łazienki. Umyła się pod prysznicem sonicznym zamiast pasty do zębów mieli mgiełkę która samoistnie czyściła usta rozczesała włosy ubrała piżamę i zasnęła snem bez snów.
Pierwsze co usłyszała to trzaśnięcie drzwi wyjściowych. Było jej tak ciepło i miło że nie chciała wstawać, po upływie 10 minut leniwie otworzyła oczy i spostrzegła 10:26 na zegarze.
Krzykiem spłoszyła ptaki na dachu domu. Zaczęła biegać po całym domu szykując się -Gdzie ta cholerna bluzka ?!-wpadła na Gyuri -Zje panienka...? -Nie mogę jestem spóźniona, pa Gyuri!-rzuciła zakładając buty i wybiegła z domu.
Na kremacji zjawiła się o 11:05. Na szczęście ledwie przed chwilą zaczęli. -Przepraszam przepraszam...-przeciskała się przez tłum by dotrzeć do swojej drużyny. Część ludzi patrzyła się na nią krzywiąc.
-Spóźniłaś się-powiedziała Ivy oskarżycielskim szeptem.
-Myślałam że Gyuri mnie obudzi...
-Przynajmniej zrobiłaś wielkie wejście
-Wejścia Smoka to moja specjalność-powiedziała. Najpierw pokazywano filmy i zdjęcia z udziałem Krisa, a potem wszedł kapłan nałożył na szyję Krisa specjalny amulet, zapalił kadzidła zaczął coś mówić w Staro Nibiryjskim po czym pod stos pogrzebowy Krisa podłożono ogień.
Jakiś czas później postawiono urnę na cmentarzu Zasłużonych z napisem "Kris Wu. Ur. 6 Dzień Zachodzącego Słońca 3E 997. Zm. 4 Dzień Wschodzącego Słońca, 4E 021. Drugi Lider E.X.O"
Złożono mu ostatni hołd, po czym wszyscy zaczęli się rozchodzić. Rodzina spytała Darrena czy wszystko dobrze bo zachowywał się dziwnie, on odparł że wszystko w porządku, wpatrzył się jedynie w nagrobek i zacisnął pięści.
Dziewczyny stały koło cmentarza w grobowych nastrojach. -Dzisiaj wracamy do Vvarden, punktualnie o północy na lądowisku-przypomniała Heeyun.
-Szkoda ze musimy wracać
-Niestety, służba nie drużba, cieszę się że chociaż przez chwilę byłyśmy w domu -Kto był ten był-mruknęła Amane, jej rodzinnym miastem w końcu było Jereallan -Właśnie-przytaknęła jej Jeanette, która była z Wyspy Doari. -DOBRA, chociaż byłyśmy w stolicy. Zadowolone ?-poprawiła się Skyberry. Przez cały dzień spacerowały po stolicy która robiła się coraz bardziej okazała z roku na rok. Około 4 nad ranem znalazły się odrzutowcem w Vvarden, gdzie Generał Kyudong Cho - wuj Skyberry, wezwał ich na naradę. Dowiedziały się też ciekawej rzeczy, otóż brat Krisa - Darren, rozpoczął przyśpieszony trening do formacji wojskowych Nibiru.
***
Nie zabijacie błagam, ja też uwielbiam Krisa, ale musiałam! ;C Mam nadzieje że mi to wybaczycie. Następne opowiadanie wkrótce :)
Wow, ale się rozpisałaś... Podobało mi się, nie nudziło ani nic z tych rzeczy, choć przyznam, że trochę się pogubiłam. 2 rozdział, a już ktoś ginie. Widzę, że akcja będzie się szybko rozkręcać. No to powodzenia i weny życzę :)
OdpowiedzUsuń