26 listopada 2014

Rozdział 5

 Rekomendacja



(ShaShi)
-Macie pozwolenie na lądowanie-usłyszeli kilka chwil po tym jak na dolecieli na teren wyspy. Odrzutowiec wylądował na lądowisku w Asoremmie, zdążyli akurat przed popielną burzą. Odpięli wszystkie pasy i założyli maski i gogle na oczy, zdali inżynierom broń. -Generał Cho wzywa was do siebie-powiedziała jedna z inżynierek z wielkimi okularami której wszystko dosłownie leciało z rąk.
-No, czas na raport-powiedziała Amane zacierając łapki.
-Pół godziny stania i pieprzenia o tym co stało się zaledwie godzinę temu, super...-mruknęła Jeanette.

SALA NARAD, ASOREMMA.

-Jak zawsze dobrze przeprowadzona akcja-powiedział Generał Cho z uznaniem, stali pośrodku sali narad, na baczność w równym rządku. -Uratowaliście tysiące ludzi i zapobiegliście katastrofie Feissy. Jestem z was dumny.
-Dziękuje panie generale-Heeyun się ukłoniła -Zrobiliśmy co do nas należało.
-Aczkolwiek w tym czasie SilverHawks zdążyli wziąć się za kolejne zadanie w Arari i wrócić...-powiedział przez co dziewczyny spochmurniały -Tak tylko mówię-powiedział i zaraz odchrząknął.
-Jednak jest co o czym Generał powinien wiedzieć-powiedziała Sky -W czasie misji natknęliśmy się na dwoje dziwnych ludzi, mieli maski na twarzach i bardzo dziwny symbol na ubraniach, reszta im towarzysząca to cyborgi, wszystkie po ich złapaniu włączyły tryb autodestrukcji-Generał słysząc to poprosił o dokładny raport z misji, który Heeyun mu złożyła.
-Czy to mogła być sprawka Aresa ?-zapytała Heeyun i zapadła chwila ciszy. Generał westchnął zastanawiając się nad dobrą odpowiedzią i pokiwał głową -Gdy Ares 12 lat temu uciekł z więzienia, zabrał ze sobą grupy sojuszników a także podejrzane stworzenia, niewykluczone że to od niego. Będę musiał powiadomić o tym Radę. Dziękuję że mi o tym powiedziałyście.
Dziewczyny od razu popatrzyły po sobie, powiadomienie Rady to bardzo poważna rzecz. Musiały iść do nich tylko potwierdzone sprawy, inaczej mogły by wynieść z tego nieprzyjemne konsekwencje, jednak musieli coś z tym zrobić. Dziewczyny teraz nie mogły sobie pozwolić na odpoczynek.
-Tego się obawialiśmy. Nie możemy sobie pozwolić, aby krzywdził cywili -Generale jesteśmy do twojej dyspozycji-powiedziała pewnie Jeanette.
-Dobrze właśnie to chciałem usłyszeć-powiedział zadowolony -Ale zanim przejdę do szczegółów, jak oceniacie pracę z tym o to rekrutem ?-wskazał na Darrena. Dziewczyny popatrzyły po sobie a potem na liderkę, zwykle to ona przemawiała.
Heeyun wystąpiła z szeregu i przemówiła w imieniu dziewczyn -Chłopak niejednokrotnie ratował nas podczas tej misji, nie tracił zimnej krwi i nie uciekał zostawiając towarzyszy, dlatego jestem za jego rekomendacją-powiedziała i cofnęła się wtedy do przodu. Reszta popatrzyła na siebie i zaczęły się kłócić "wzorkami" by też coś powiedzieć, w końcu z szeregu wyszła blondynka Amane.
-Potrafi korzystać ze swojej mocy, liczy się z jej konsekwencjami i nie używa jej gdy wie że może kogoś skrzywdzić, jestem za jego rekomendacją-następna wyszła, choć niechętnie Jeanette.
-Szczeniak jest mądry, znajduje wyjścia ze sytuacji i nie waha się, jestem za jego rekomendacją-powiedziała krótko, po czym do przodu wyszła Ivy -Jest sprawny, nie jest kulą u nogi i stara się zawsze być o krok przed przeciwnikiem. Jestem za jego rekomendacją-odpowiedziała i wróciła do szeregu.
Ostatnia do przodu wyszła Skyberry -Jest jak jego brat, odważny, lojalny, ciężko pracuje i nie zostawi nikogo w tyle, uważam że jego trening powinien już dobiec końca i powinien znaleźć się we formacji wojskowej, jestem za jego rekomendacją-powiedziała po czym wróciła do szeregu. Generał popatrzył po nich a potem po Darrenie i się uśmiechnął widząc że dziewczyny mówią szczerze, a Darren się denerwuje -No cóż mamy 5 razy tak...a z tego co widzę otrzymałeś już rekomendacje od E.X.O i BTS. To nie byle jakie rekomendacje. Masz 3 rekomendacje od 3 z 10 najlepszych zespołów Nibiru...
Darren stal wyprostowany jak struna starał się opanować uśmiech, w głębi te słowa go poruszyły i ucieszyły.  -Dziękuję za rekomendacje staram się jak mogę mam nadzieje ze będzie tak dalej obiecałem to bratu.
-W takim razie-Generał się chwile zawahał, w pokoju zapadła cisza, wszystkich dosłownie sparaliżowało, czekając na decyzję Generała. Równie dobrze mógł odmówić, w końcu Darren trenował za krótko i prawie nie miał doświadczenia w walce. -Nie mam wyboru jak przyjąć rekomendacje i zatwierdzić koniec Twojego treningu, jak również przydzielenie do formacji-powiedział, wszyscy poczuli jakby kamienie z serc im poupadały, dziewczyny się z tego ucieszyły.
-Tak jest panie generale-powiedział również bardzo szczęśliwy chociaż już nie potrafił się nie uśmiechać, spojrzał na Shashi. Chciał zostać z dziewczynami przynajmniej na razie.
-Powinienem Cię przydzielić do Exo-M na miejsce Twojego brata, ale na razie masz za mało doświadczenia na lidera, no i zgodnie z tradycją musi minąć rok żałoby po członku zespołu-oświadczył Generał.
Milczał czekając na decyzję, nawet nie marzył by dostać się do Exo, jak na razie chciał zdobyć doświadczenie w walce i misjach.
-Powiedz mi, gdzie chciałbyś zostać do tego czasu.
-Tutaj generale w drużynie.
-W Shashi ?-zdziwił się -Ale to żeńska grupa
-Dobrze się tutaj czuję. Myślę że wniosę do Shashi coś nowego i zdobędę tutaj doświadczenie-oświadczył pewnie.
Zamyślił się chwilę, po czym pokręcił głową. -Przykro mi ale to żeńska grupa, i zabrania się...-przerwał bo poczuł na sobie wzrok Skyberry, wyglądała jak dziecko któremu ktoś odmówił cukierka.
-Zasady wyraźnie mówią że...-chciał kontynuować, ale ona wyraźnie na to nie pozwalała, i to samym wzrokiem. Dziewczyny pohamowały rozbawienie. -Są takie rzeczy których nie można-zrobiła swoje niewinne oczka, których Generał Cho już nie wytrzymał -Ehhh, niech Ci będzie tymczasowo przydzielam Cię do Shatter-Shields jako pomoc-powiedział zrezygnowany wojskowy.
-Dziękuję generale. Generale nie pożałujesz swojej decyzji-stwierdził ucieszony kłaniając się.
-Już żałuję-mruknął pod nosem wstając, po czym podszedł do jakiejś blaszanej skrzynki i wyciągnął z niej pierścień który nosił każdy ze specjalnej formacji, który zwiększał 10 krotnie możliwości użytkownika. Każdy oczywiście miał inny kształt, co było symbolem każdego z nich -Proszę ten jest dla Ciebie.-jego pierścień miał kształt podobny do ducha i łańcuchów.
-Dziękuję generale. Przysięgam że cię nie zawiodę-stwierdził szybko odbierając od niego pierścień, przyglądał mu się przez chwile obracając go w palcach a potem wsunął go na palec, od razu poczuł się inaczej, teraz mógł myśleć o dopadnięciu tajemniczej dziewczyny, która zabrała duszę jego brata ze sobą.
Dziewczyny niemal się na nim uwiesiły szczęśliwe gratulowały mu. -Witamy w ShaShi! -No to zostaniemy dłużej razem! -Mój kręgosłup-powiedział ledwie żywy Darren.
-Kobiety-pomyślał Cho po czym odchrząknął -Ja jeszcze nie skończyłem!
Wszyscy stanęli na baczność uspokajając się -Przepraszamy...-natychmiast wróciły do słuchania generała.
-Dziękuję, jak sami powiedzieliście jesteście gotowi na walkę z Aresem...
-Tak jest! Jesteśmy gotowi do walki z każdym kto zagraża Nibiru!-odezwali się chórkiem, mówiąc słowa ze ślubowania na strażnika.
Wtedy postanowił im ujawnić informacje o Ziemi i tamtejszej obecności Aresa. Zarejestrowało go kilka ludzkich kamer, był on w tamtejszych laboratoriach naukowych, podobno w jakiejś strefie 51 i w paru innych miejscach.
Powiedział im o tym ale wolał by zbadali to Infinite najlepszy zespół Nibiru. Dla nich chciał przydzielić inne zadanie chociaż nie mniej ważne. Chodziło o Nyrię, stolicę pustynnej Arari. ShaShi zdziwiły się tym, po co Ares odwiedza Ziemię ? Z technologią stoją słabiej niż Nibiru, na razie jednak postanowili się skupić na zadaniu w Nyrii.
Opowiadał im legendę że pierwsi Nibiryjczycy ukryli w Nyrii tajemnicę magii i nauki, i że było to legendą aż do teraz gdy odkopano świątynie Muoashale gdzie te tajemnice miały się znajdować.
-Ares zapewne też się tym interesuje? -A jak to w ogóle wygląda ? Są jakieś przekazy?
-Żadnych. Ale na pewno się tym interesuję. Nasza grupa archeologów już tam ruszyła, będziecie ich eskortą i sami spróbujcie się czegoś dowiedzieć.
-Tak jest -Rozumiem że wyruszamy natychmiast?-dziewczyny miały nadzieje chociaż na kilka godzin przerwy, ale się przeliczyły.
-Dokładnie, szacunek i honor!
-Szacunek i honor! wyszli ze sali narad przygotować się do wyprawy na pustynny kontynent Arari.
***
(Arin)
- Gdzie ona jest? Dziś jest ostatni dzień a ona... - mruknął Abarai Renji opierając się o pień dużego drzewa i przyglądając się lekcji szermierki jakiej w tej chwili Krisowi udzielali Kurosaki Ichigo i Kira Izuru.
- Olewa sobie. Zresztą jak zwykle. - dokończyła Hinamori Momo niesamowicie się krzywiąc.
- No ale bez przesady. Już jest południe... Kris co już masz dość?! Nie osłabiaj mnie! Już moja stuletnia babcia radzi sobie lepiej od ciebie! - czerwonowłosy wydarł się widząc jak wyżej wymieniony wylądował na ziemi z trudem blokując kolejny cios kataną . Dziewczyna zachichotała widząc, jak Wu posyła im jadowite spojrzenie i z trudem powstrzymuje się by mu nie odpyskować.
- Lepiej zmieńmy temat nie chce mi się o niej rozmawiać.
- Dlaczego? Aż tak jej nie lubisz?
- Bez komentarza. - ucięła szybko. - Już jest...
Po prawej stronie Renjiego pojawiła się Arin razem z Keenanem.
- Jakbyś odwaliła coś takiego w szóstym oddziale to sama wiesz... co by się działo... fruwałabyś po ścianach i... 
- Pozwolisz, że ci przerwę. Wybaczcie ale mam jeszcze inne obowiązki związane z prowadzeniem dywizji. Mam mnóstwo zaległości, spraw na głowie a Hisagi się rozchorował i umiera w domu więc...
- Wybacz, że wejdę ci w słowo ale my też nie mamy lepiej a potrafimy tak sobie zorganizować czas by ze wszystkim się wyrobić. - wtrąciła się Momo.
- Poruczniku sugerujesz, że kłamię bo nie chce mi się przychodzić na treningi?
- Nic takiego nie powiedziałam.
- Ale zapewne pomyślałaś.
- Dopowiadasz sobie za dużo rzeczy zresztą tak jak zwykle. Zawsze taka byłaś. Nigdy nie rozumiałam dlaczego kapitan Aizen tak cię cenił.
Dziewczyny spiorunowały się wzrokiem. Obie nie pałały do siebie miłością a wszystko zaczęło się gdy Ukitake po ukończeniu Akademii odbyła krótki staż w piątym oddziale by nabrać trochę doświadczenia.
Do tego momentu Hinamori była prawą ręką Aizena Sousuke a gdy pojawiła się ona zaczęła być zazdrosna o młodą stażystkę. Obie w końcu zostały wtajemniczone w plan zniszczenia Soul Society z takim wyjątkiem, iż Arin udała się z tym do głównodowodzącego a Momo wręcz przeciwnie, do końca pomagała zbuntowanym kapitanom. Rudowłosa podejrzewała, że nadal nie potrafi jej tego wybaczyć i potajemnie wspiera byłego przełożonego. Niestety nie miała na to żadnych dowodów.
- Kapitana? Coś ci się pomyliło. Chyba miałaś na myśli zdrajcę Aizena.
Renji położył dłoń na ramieniu brunetki i przerwał rozwijającą się kłótnię.
- Nie wiem co zaszło pomiędzy wami ale mam tego powoli dosyć i myślę, że nie tylko ja... Słuchajcie dziś jest ostatni dzień naszej współpracy. Proszę was o spokój, postarajcie się jakoś opamiętać.
- Kapitan Abarai ma rację. Nie da się dobrze pracować w takiej atmosferze... - nieśmiało wtrącił Walsh. - I jak to wygląda przed nowym?
- O czym tak rozmawiacie? - zapytał Ichigo podchodząc do nich z resztą.
- O niczym ważnym. - odparła nabzdyczona Momo.
- Dobra nie wiem jak wy ale my chcemy coś zjeść. Siedzimy tutaj od rana i padamy z nóg... Co wy na to? Idziemy na obiad?
- Godzinna przerwa i tak nic nie zmieni....
- Jaka kuchnia? - zapytał Kira.
- Cokolwiek umieram z głodu... - jęknął Kris.
- Ciebie nikt nie pytał o zdanie... Koreańska? - zaproponował Kira.
- Nieeeeee. A co powiecie na włoską albo indyjską? Ostatnio w centrum otworzono kilka nowych jadłodajni.
Po szybkim głosowaniu zniknęli używając shunpo i zostawiając Yifana samego, który jeszcze nie do końca opanował tą technikę. Po półtorej godzinie wrócili na plac treningowy i aż do późnego popołudnia ćwiczyli zaklęcia kido. Przez ten cały czas dziewczyny starały się ignorować co też nie najgorzej im wychodziło. Bez większych spięć dotrwali do godziny 18, kiedy to zebrali się w budynku trzeciego oddziału, spisali raport i podpisali się pod nim tym samym dając Krisowi rekomendacje do wstąpienia w szeregi studentów Akademii Shinigami. Godzinę później udali się do generała Yamamoto składając na jego ręce pisemne sprawozdanie. Wszyscy byli pewni, że to już koniec ich męczarni ale soutaicho ponownie ich zaskoczył informując o wezwaniu na wieczorne posiedzenie Centrali 46 obradującej w sprawie nowego nibirańskiego rekruta. Nie pomogły żadne protesty. Chcąc nie chcąc udali się na zamknięty teren Seijōtōkyorin. Szczególnie Arin była poirytowana tym faktem. Już raz razem z Hinamori była tam przesłuchiwana i perspektywa powtórki napawała ją irytacją pomieszaną ze strachem. Nawet Shayran był tym zaniepokojony. Wu nie za bardzo rozumiał czym jest Centrala 46 a oni nie mieli czasu i ochoty aby mu to szybko wyjaśnić. Gdy zebranie dobiegło końca wykończeni kapitanowie opuścili strzeżony teren, oddali przepustki i przystanęli na ulicy patrząc podejrzliwie na nowego i głośno zastanawiając się dlaczego góra akurat dla niego robi takie wyjątki. Kris milczał nie chcąc się z nimi wdawać w dyskusję. W końcu gdy nie doszli do żadnych odkrywczych wniosków przestali go maglować i odprowadzili do Bramy Senkaimon. Dowódca zmiany jak zwykle w nocy sobie przysnął ale awantura jaką mu urządził Ichigo szybko postawiła go na nogi. Punktualnie o północy portal rozbłysł jasną poświatą, z której po chwili ujrzeli wyłaniającego się Kuchikiego Byakuyę.
- Macie minutę spóźnienia. - oświadczył omijatając chłodnym wzrokiem czekającą grupkę.Shinigami z drużyny pomocniczej na jego widok stali wyprostowani jak struny nie śmiąc nawet odetchnąć.
- Kapitanie to tylko minuta. Nic wielkiego się nie stało.... - zaczął Renji.
- Tylko albo i aż... To on?
- Tak jest, rekrut Wu Yifan..
- Idziemy. Abarai ty zostajesz, Ukitake ty idziesz ze mną.
- Cooo??? Ale jak to?! Teraz miała być moja kolej! Miałem zmienić kapitana Hitsugayę! - czerwonowłosy zbulwersował się słysząc jego słowa.
Kuchiki zatrzymał się wpół kroku i zerknął za siebie mówiąc:
- Nasze plany uległy zmianie. Jeśli masz do tego jakieś zastrzeżenia udaj się do kancelarii generała Yamamoto. - stwierdził oschle i zniknął przechodząc przez tunel na drugą stronę.
- O matko... - jęknął Kris.
- Chodź za mną i bądź cicho. - Arin pociągnęła go za rękę za sobą, po czym przejście na Ziemię się zamknęło.
*****

Kris/Arin/Ziemia/Podziemia sklepu Urahary

Czwórka shinigami, Jinta i Ururu w milczeniu obserwowali Tessaia mocującego się z Krisem.
- Nie ja nie chcę! Na coś takiego się nie pisałem! - Kris darł się jak opętany próbując protestować gdy olbrzym "ubierał" go w kaftan bezpieczeństwa. - Ty psychopato! Arin pomóż mi!
Ta milczała udając, że jej tam nie ma. Miała ochotę zmienić się w małego człowieczka i zwiać gdzie pieprz rośnie. Tessai w końcu skończył swoją pracę zaciągnął chłopaka w pobliże wykopanego, głębokiego szybu i go tam bezceremonialnie wrzucił. Z dna dobiegła do nich kolejna porcja przekleństw i wrzasków, które jeszcze bardziej się nasiliły gdy wielkolud wskoczył za nim do środka.
- Już mam dosyć a to dopiero początek. - stwierdził Byakuya.
- Przepraszam bardzo ale to nie ty z nim pracujesz. Ty kapitanie jesteś tutaj odpowiedzialny za nasze bezpieczeństwo. - zauważył Urahara.
- Nie mądrz się tak tylko zaczynajcie.
- Proces już się rozpoczął. Tessai i Jinta będą nad wszystkim czuwać.
- No to w międzyczasie bierz się za nią
- Hmmm? - Arin na moment się zamyśliła i dopiero po chwili dotarły do niej ostatnie słowa Kuchikiego.
- Jak to zabrzmiało, no w sumie jesteś niczego sobie... - blondyn urwał gdy tuż przed nim pojawił się Shayran. - Ja nic takiego nie mówiłem. Ekhmmm, no więc równolegle z treningiem Krisa zaczniemy ćwiczenia regulujące twoje moce.
- Eeeee?
- No tak. Chcesz normalnie używać swoje bankai czy nadal chcesz nadal walczyć w pojedynkach z dużym limitem?
- Oczywiście, że to pierwsze...
- No to ruszaj się już na rozgrzewkę!
- Ja też muszę? - zapytał Shayran.
Uraharę na moment zatkało. Wiedział, że ten konkretny duch zanpakuto jest jakiś inny ale tego pytania się nie spodziewał. Machinalnie pokiwał tylko głową zerkając na Hitsugayę i Kuchikiego a potem ruszył z nową energią aby wspomóc młodą panią kapitan. Po rozgrzewce zaserwował jej cały pakiet autorskich ćwiczeń. Shayran zaczął narzekać, ze mu się nie chce a potem pomimo protestów swojej pani zdematerializował się do jej podświadomości. Arin zaczęła się zastanawiać co z nim jest nie tak. Nigdy się tak nie zachowywał. Postanowiła więc, że przyjrzy się bliżej jego postawie. Dwa dni później musieli sobie zrobić przerwę ponieważ musieli skupić się całościowo na Krisie, który zbliżył się do końca pierwszej fazy swojego treningu. Korzystając z tego, że miała trochę czasu dla siebie wyszła na spacer w swoim gigai. Trochę dziwnie czuła się w szarym, szkolnym mundurku ale stwierdziła, że jakoś to przeżyje. Nawet nie wiedziała, kiedy nogi zaprowadziły ją nad rzekę. Zamknęła oczy rozkoszując się spokojem.
- Arin? - usłyszała nagle znajomy jej głos. Rozglądnęła się dookoła i za sobą zobaczyła Kuchiki Rukię.
- Rukia? Co tutaj robisz? Nie wiedziałam że dostałaś misję na Ziemi.
- Bo nie dostałam. - dziewczyna usiadła obok niej na trawie.
- Nie za bardzo rozumiem. Ojciec mi mówił, że wybiera się na misję chyba do Tokio. Nie jesteś razem z nim?
- Do Nowego Jorku jak już i nie, nie jestem...
Arin umilkła, ogarnęły ją złe przeczucia, dodatkowo niepokój Shayrana udzielił się również jej.
- Powiedz wprost o co chodzi? - zmarszczyła brwi skubiąc rękaw żakietu. - No wysłów się...
- Pani kapitan... twój ojciec Ukitake Jushiro zaginął. Został wysłany z misją do miasta Nowy Jork i od ponad dwóch dni nie mamy z nim kontaktu. Oddział technologiczny cały czas próbuje namierzyć jego reiatsu ale jak do tej pory bezskutecznie...
Rudowłosa wstała gwałtownie. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Niemożliwe aby jej ukochanemu ojcu przytrafiło się coś złego. Zaczął ją ogarniać gniew. Spojrzała na towarzyszkę, która również podniosła się z ziemi i cofnęła się o krok wpatrując się w nią przestraszona.
- Arin co ci jest? Twoja ręka...
- Co?
Dopiero po chwili spojrzała w tym samym kierunku co ona i zamarła widząc jak jej prawą rękę aż do łokcia pokryła czarna łuska a zamiast ludzkich palców ma długie ostre szpony. Bardzo dobrze wiedziała, że natychmiast musi opanować kłębiące się w niej złe emocje ponieważ w innym wypadku może się to źle skończyć.
- Nikomu o tym nie mów, proszę.

20 listopada 2014

Rozdział 4

Bunt Maszyn część 2




(ShaShi)
Zamarli. Stali zszokowani i przerażeni na progu wielkich oszklonych drzwi, Amane upuściła broń. -Na bogów, co to jest ?-wymamrotała Ivy która weszła jako ostatnia do środka.  Przed nimi stała bestia, wyglądała jak obdarta ze skóry, nieco galaretowata, w kolorze purpury która pochłaniała nieprzytomnych mieszkańców Afoinyth. W powietrzu unosił się dobrze im znany słodki zapach podobny do wanilii -Założyć maski!-rozkazała szybko Heeyun. Założyli czarne lekkie maski zakrywające nos i usta, które filtrowały powietrze ze wszystkich szkodliwych substancji. Ów słodki zapach to było Tanathium - silny środek nasenny o słodkim zapachu, usypiał on każdego w około 60 sekund, w większej dawce mógł on zabić. Jeanette automatycznie zamierzyła potwora, ale Heeyun powstrzymała ją przed oddaniem strzału -Możesz zranić żywych wewnątrz tej bestii.
-Uwaga wrzucam bombę soniczną!-krzyknęła Ivy i wrzuciła ją  prosto w stronę paszczy bestii, która momentalnie przestała zajmować się jej posiłkiem a zainteresowała się nimi.
-Brawo Ivy...
Bestia ruszyła w ich stronę ale w pół drogi zatrzymała się i wyglądała jakby dostała ataku padaczki. Upadała na ziemię cała się trzęsąc aż wybuchła uwalniając wszystkich ludzi którzy byli zamknięci wewnątrz niej. Niestety wszystko było we wnętrznościach, i pozostałościach galaretowatego potwora, łącznie z członkami ShaShi.
-Obrzydlistwo!-wrzasnęła zniesmaczona Amane.
-Przez tydzień nie pozbędę się tego smrodu...-mruknęła Skyberry. -Narzekanie potem, udzielcie pomocy rannym!-zarządziła Heeyun, pobiegli do osób potrzebujących pomocy, w pierwszej kolejności znajdowali się ci najbardziej ranni. Amane włączyła filtrator powietrza w budynku dzięki któremu po parunastu sekundach ludzie zaczęli się budzić. Niestety nie udało im się wszystkich uratować, było około 15 ofiar śmiertelnych, i najmniej 4 z trwałymi uszkodzeniami ciała. Nie mogli ich brać do lecznic bo robotę lekarzy w większej części odwalały tam roboty. Podali im wodę, opatrzyli ich i wyprowadzili na wszelki wypadek z budynku. -Możecie nam powiedzieć co tu się stało ?-zapytała spokojnie Heeyun, wiele osób zamilkło w tym momencie, wyglądali na zdezorientowanych, jakby o czymś zapomnieli, a niektórzy jakby nie chcieli o tym mówić. Jednak po chwili ciszy głos zabrał jakiś starszy mężczyzna. -Wczoraj wszystkie maszyny w całym mieście zaczęły wariować, eksplodowały, atakowały ludzi. Część ludzi uciekła z Afoinyth na Wschodnie Wybrzeże gdzie czekali na pomoc, nam nie udało się wyjść ponieważ holomputery pozamykały wszystkie miejskie bramy.W końcu poszliśmy do siedziby z głównym generatorem mocy, okazało się że cały personel zniknął a zostały tylko maszyny które nas zaatakowały. Nagle weszło jakiś dwóch mężczyzn w maskach i pilotem pozamykali wejścia wyłączyli główny filtrator i rozpylili coś dziwnego,a potem wrzucili taką fioletową kostkę i ona się zmieniła w tą bestie, potem po prostu wyszli wyjściem awaryjnym.-opowiedział im roztrzęsiony mężczyzna. -Próbowaliśmy wyjść ale nie mogliśmy wyważyć drzwi, a potem zobaczyliśmy was. Wszyscy momentalnie popatrzyli po sobie, wtedy u ciemnowłosej zwiadowczyni odezwała się metoda dedukcji -To czego użyli na nich to Tanathium...-myślała głośno -Działa po około 1 minucie czasem nieco wcześniej...więc musieli go użyć...-otworzyła szeroko oczy, reszta spojrzała na nią i po chwili też to do nich dotarło.  -Gdzie jest wyjście awaryjne ?!-zapytała szybko Jeanette -Tamte schody po lewo-wskazał im na wielkie metalowe drzwi, reszta pobiegła w ich stronę, z kolei Heeyun zaapelowała do mieszkańców by tu zostali i czekali na pomoc po czym pobiegła za nimi. Pomieszczenie ze schodami awaryjnymi było w metaliczno szarym kolorze, schodki były metalowo-szklane, z grubymi matowymi, metalowymi poręczami. Niestety do szczytu było od groma pięter.
-Ruszać się ruszać ! Załadować broń!-rozkazała Heeyun i pośpieszyła ich. Biegli po schodach mijając kolejne piętra. -Kto to mogł być? -Ludzie Aresa?
-Niewykluczone -A według mnie macie po prostu obsesję na jego punkcie-stwierdziła Skyberry-na szczęście nie męczyli się zbytnio na schodach, byli przyzwyczajeni, za czasów szkolenia z D.O mieli tzn " Schody Śmierci" to były dla nich wakacje, jednak blondynka zaczęła odczuwać zmęczenie. -Dlaczego nie pojechaliśmy windom ? Byłoby szybciej-powiedziała Amane -A widziałaś kiedyś pościg windom ?!-warknęła zirytowana Ivy, która wręcz nienawidziła schodów i jak ktoś poza niąnarzeka. -Przestańcie się kłócić! Zaraz będziemy na górze!-powiedziała Jeanette i wtedy pod ich nogi spadła bomba soniczna, zatrzymali się tuż przed nią ale zanim zareagowali bomba wybuchła wiązką dźwięku, odepchnęła ich do tyłu wtedy o mało co nie spadli ze stromych schodów w dół. Skyberry uderzyła najbliżej barierki i zawisła na chwile na niej widząc jak dużo pięter pokonali i jak wysoko stąd jest, na szczęście bez problemu zeszła z poręczy. -Co do...?!-warknęła Ivy wstając z ziemi, ale nie dokończyła bo za chwile ktoś z góry rzucił im pod nogi kolejne bomby soniczne.
-W tył w tył! Cofnąć się !-wykonali rozkaz Darren którego dłoń wyglądała jakby była otoczona mgłą dotknęła bomb i powstrzymał je przed wybuchem -Jak Ty to...?
-Kiedyś Ci wyjaśnię-uśmiechnął się lekko -Powoli do przodu!-powiedziała Heeyun i znowu ruszyli schodami.
-Trzeba było jednak jechać windom-stwierdziła Sky -Mogliby przeciąć linę-stwierdziła Heeyun, poruszali się do przodu aż padły strzały w ich kierunku, cofnęli się na pół piętro i one zaczęły strzelać w ich kierunku.
-Uważajcie! Tam!-Heeyun dobrze wycelowała z rewolweru eterowego i zastrzeliła jednego który spadł na samiusieńki dół. Osłoniła Jeanette która rzuciła w kierunku napastników granaty, po ich wybuchu część z nich z wrzaskiem pospadała na dół, ale tym samym uszkodziła schody.
-A myślałam że to Ivy jest od demolki-mruknęła pod nosem. Schody pod nimi zaczęły się załamywać i rozpadać. Na dodatek ciągle kilku wrogów w nich strzelało -Skaczemy!
-Chcesz żeby nas podziurawili ?!
-A wolisz spaść ?!
Jeanette zamilkła i posłuchała liderki, schody załamywały się coraz bardziej, ich części wykrzywiały się i upadały z hukiem na dół. Każdy z nich nabrał rozpędu i skoczył w kierunku piętra jednocześnie unikając strzałów.
Zanim jeszcze wylądowali, Ivy wyciągnęła z za pasa bomby o małej częstotliwości wybuchu -Kaboom Bitches !-rzuciła je w ich stronę, a członkowie ShaShi w tym samym czasie odpalili plecaki rakietowe. Rozległ się kolejny wybuch.

 ***
(ShaShi)

Rozległ się wybuch część z nich spadła posypały sie również gruzy. Wylądowali oni bezpiecznie na piętrze, do szczytu zostało już niewiele  -Do góry szybko!-zaczęli biec w górę mijając martwe ciała. Biegnąc w górę Amane włączyła specjalne okulary wykrywające ludzkie ciepło -Jest ich jeszcze paru, co najmniej 11-ścioro.
-Wziąć któregoś żywcem!-wbiegli na niemal samą górę, znowu rozległy się strzały.  Darren strzelił w przeciwnika, który szykował się by oddać strzał w kierunku Ivy.
-Dzięki-powiedziała i użyła swojej mocy Manipulacji Wspomnieniami, kolor jej oczy nieco się zmienił był w nich jakiś niepokojący, tajemniczy fioletowy błysk i sprawiła że ich wrogowie odwrócili się wzajemnie twarzami do siebie i zaczęli strzelać do siebie.
-Chociaż jednego żywego !-gdy to zrobiła pozabijali się nawzajem, oprócz jednego który został ranny w ramie i upadł na ziemię. Podbiegli do niego, Sky jednym ruchem zdjęła mu czarną maskę z twarzy. -To cyborg...-powiedziała gdy ukazała się przed nimi twarz zrobiona z metalu która miała przypominać ludzką nagle jednak oczy cyborga zaczęły migać czerwonym światełkiem -I włączył tryb autodestrukcji... -W nogi!-wrzasnęła Amane i pociągnęła wszystkich do drzwi prowadzących na dach, które Darren szybko zamknął gdy dziewczyny wybiegły i przytrzymał je by wybuch ich nie wysadził z zawiasów. Oparł się o nie i odetchnął z ulgą.
-Chyba stale przyjmiemy Cie do zespołu, po raz enty ratujesz nam tyłki-stwierdziła Sky.
-Po to tu jestem by na coś się przydać- stwierdził, wtedy usłyszeli startujący śmigłowiec który znajdował się za nimi po drugiej stronie dachu -Biegiem!-pośpieszyła ich Heeyun oni przeładowali broń, na dachu zostało dwoje cyborgów którzy zaczęli do nich strzelać, oddały strzały w ich stronę. Skyberry przedarła się przez linię ognia i próbowała skoczyć prosto do ciągle niezamkniętego śmigłowca, zauważyła tam dwoje mężczyzn, z pewnością nie byli cyborgami, jeden miał blond włosy i maskę zasłaniającą zaledwie pół twarzy, a drugi włosy zupełnie czarne i również miał maskę, obaj byli w czarnych kombinezonach z czaszko-królikiem, co wyglądało dziwnie. Użyła plecaka rakietowego ale blondyn celnie w niego strzelił i spadła na dach z hukiem a oni stamtąd odlecieli. Członkinie ShaShi podbiegły do niej sprawdzając czy nic jej nie jest, a Darren wraz z Jeanette zaczęli strzelać do śmigłowca od którego kule eterowe niestety się odbiły a on chwile później zniknął im z oczu. -Nic Ci nie jest Sky ?-spytała Ivy podnosząc ją z ziemi.
-Chyba przeżyję...-mruknęła pod nosem -Ale skurczybyk zniszczył mój plecak rakietowy...
-Kim byli tamci ? -Nie wiadomo, może od Aresa może nie ?
 -Widziałam jednego, miał blond włosy i był człowiekiem -Ktoś go kojarzy?-spytała Ivy rozglądając się po zgromadzonych.
-Pewnie bo ja znam wszystkich blondynów na tej planecie-stwierdziła ironicznie Jeanette -Możesz sobie darować swoje komentarze ? -Możecie zacząć racjonalnie myśleć, skąd mamy wiedzieć kto to był skoro miał pieprzoną maskę na twarzy!
-Tak tylko zapytałam nie wściekaj się...
-Mieli jeszcze taki dziwny symbol...nie wiem aż jak go opisać...
-A możesz narysować ?-spytał Darren
-Ty widziałeś jak ona rysuję ?-spytała Jeanette a dziewczyny zaczęły się śmiać Sky zdzieliła każdą z nich swoją bronią. -Dobra wracajmy, zajmijmy się cywilami trzeba ewakułować promami ocalałych-powiedziała Heeyun i wskazała na wielkie, czarne promy które właśnie przybyły na miejsce.
-Moi drodzy, mamy jeszcze jeden problem-stwierdziła Ivy włączając swój przenośny holomputer, który wyświetlił mapę budynku po jej dokładnym skanowaniu, w dwóch miejscach na budynku pojawiły się czerwone, pulsujące kropki. -W budynku są dwie bomby, jedną namierzyłam na nadajniku, tu na górze, a drugą pod ziemią prawdopodobnie tam gdzie generator, trzeba je rozbroić, nie zdążymy inaczej wprowadzić cywili.
-Wiedziałam to byłoby za proste-Jeanette wywróciła oczami.
-Ktoś zgłasza się na ochotnika?-spytała liderka.
Ale w tym momencie nikt nie podniósł ręki, momentalnie niebo, drzwi ewakuacyjne, i podłoga dachu stały sie niezwykle interesujące, a Amane nawet zaczęła sobie pogwizdywać patrząc gdzieś w dal.
Rudowłosa westchnęła ciężko -Dobra ja i Darren idziemy do podziemi-stwierdziła Heeyun -Amane, Ty i Sky pójdziecie do nadajnika reszta niech wyprowadza cywili do promów. Ruszać się!
-Tak jest! -Moment! Ja protestuję, ja jestem tutaj specem od bomb!-oburzyła się Ivy
-Tak jesteś, ale od ich wysadzania, a nie rozbrajania! Ruszać się!-każdy grupa pobiegła w inną stronę. Jeanette i Ivy zbiegły na sam dół -Wiesz że ludzie zaczną panikować jak usłyszą że jest tutaj bomba ? -Spokojnie ja to załatwię-powiedziała brązowowłosa i odchrząknęła wychodząc na zewnątrz. -Uwaga na terenie budynku znajdują się bomby, proszę go spokojnie opuścić i udać się do promów-powiedziała Ivy. Zapanowała cisza a potem chaos, panika i wrzaski. Jeanette spojrzała z uniesioną brwią na Ivy a ta się wyszczerzyła w jej stronę jak głupia -Nie Ty się nie zajmuj takimi rzeczami. -PROSZĘ ZACHOWAĆ KURWA MAĆ SPOKÓJ I UDAĆ SIĘ W BEZ PANIKI DO PROMÓW!-powiedziała Jeanette używając mikrofoniku który użyła do rozmowy z dziewczynami ale przełączyła go na tryb "mówiący" i zaczęły wtedy kontrolować sytuację, ludzie się uspokoili i zaczęli stać spokojnie w kolejce do promu.
-Tak masz rację Ty się tym zajmuj...-stwierdziła zszokowana Ivy.
***
Ponieważ schody zostały zniszczone, Heeyun i Darren zlecieli na sam dół za pomocą plecaków rakietowych, dzięki mapie elektronicznej którą Heeyun miała wbudowaną w rękawicę, szybko znaleźli drogę prowadzącą do głównego generatora. Poruszali się w szybkim tempie wąskim korytarzem -Ciekawe ile mamy czasu -Podejrzewam ze za mało -Optymista z ciebie...
-Jestem realistą-stwierdził i wtedy holomputery ich namierzyły i pojawiły się działka nakierowane w ich stronę -Intruz! Intruz!-powtarzał holomputer i działka zaczęły do nich strzelać.
-Uwielbiam to-warknęła, rozdzielili się ukrywając za kawałkami muru, przeczekali ostrzał czekając na moment aż działka przeładują swoje magazynki. wtedy Heeyun załatwiła oba trafiając prosto w konsole głosy powoli ucichły.
-Ładne strzały!-pochwalił ją ale działka dalej do nich strzelały, ponadto wybiegły do nich uzbrojone po zęby roboty.
-Dzięki!-zmieniła pusty magazynek, wychyliła się nieco i o mało co nie straciła przez to nosa, kazała mu się ukryć i rzuciła granat w kierunku działek, budynkiem wstrząsnął wybuch, cywile wpadli w panikę ale zostali uspokojeni przez członkinie ShaShi. W tym momencie Jeanette zastanawiała się co oni tam odwalają. Gdy pył opadł zajął się robotami strzelał do nich celując w głowy dalej kryjąc się za stertami gruzu które pojawiły po wybuchu, gdy któryś podszedł niebezpiecznie blisko Darren używał na nim swojej mocy, by rozerwać go na strzępy za pomocą niewidzialnych rąk.
Gdy roboty przestały być problemem podbiegli do wielkich okrągłych drzwi z tytanu, pozamykanych dokładnie na 20 spustów. Niestety nie dało się ich wysadzić za nic, nie dało się ich też zamrozić czy roztopić miotaczem ognia czy laserem. Heeyun podłączyła swój holomputer do drzwi i starała się złamać kody. -Długo to jeszcze potrwa ?-spytał niecierpliwy Darren
-Już prawie...-czekała mając nadzieję że się uda.
Udało jej się złamać ich kody ale drzwi nagle się odezwały -Proszę o hasło-popatrzyli po sobie -Generator!-powiedziała Heeyun -Nieprawidłowe-odparły drzwi -Feissa! -Nieprawidłowe -Podłe drzwi... -Nieprawidłowe -Śrubokręt!-powiedziała zrezygnowana Heeyun -Nieprawidłowe.-dziewczyna o mało co nie dostała szału -Kurwa mać!-wrzasnęła i drzwi się posłusznie otworzyły, popatrzyli na siebie zdziwieni, dolne szczęki niemal wbiły im się w podłogę -Kto normalny daje takie hasło ?
-Idiota?-podpowiedział usłużnie.
Po chwili wahania weszli ostrożnie do środka od razu zlokalizowali bombę.
Była ona przyczepiona nie dało się jej odczepić od głównego rdzenia generatora więc musieli ją rozbroić, holomputer nie chciał się dać do niej podłączyć więc musieli ją otworzyć i przeciąć właściwy kabelek, gdy otworzyli bombę pobledli widząc około tysiąca kabli, poplątanych ze sobą. -M-Mam nadzieje że Sky i Amane radzą sobie lepiej niż my-wymamrotała.
-No to który?-przypatrzył się kablom -Może ten-wskazał na niebieski kabelek.
Heeyun przecięła niebieski i bomba zaczęła odliczać szybciej zgromiła go wzrokiem -Na sapera się nie nadajesz-stwierdziła.
-No cóż to teraz sama decyduj...
-Matko nie znam się na kablach-westchnęła i zaczęła je przeglądać
Skontaktowała się z dziewczynami. -Jak wam idzie ewakuacja ?-zapytała Heeyun. -Świetnie, za pięć minut wszyscy będą w promach-odparła Ivy -Macie dwie minuty zanim wylecimy w powietrze -Co ?! przecież mieliście rozbroić bomby! -Tu jest z tysiąc kabli a ja się na tym nie znam! Nie chce nas wysadzić przedwcześnie!-stwierdziła -Dobra spokojnie, szukaj najgrubszego kabla-sterowała ją Ivy.
-Najgrubszy, na pewno? A może zielony? Zielony to kolor spokoju.-proponował Darren.
-Tak samo pomyślał jeden z rekrutów na misji, potem miał wieczny spokój...
-Najgrubszy, uwierz mi znam się na tym-zapewniła ich Ivy.
-Znasz się na wybuchach, nie na ich zapobieganiu...-syknęła Heeyun -Na pewno? Jak coś pójdzie źle zostanie po nas kupka popiołu...
-Do cholery zaufajcie mi!
Heeyun i Darren spojrzeli po sobie.
Tak jestem pewna, przetnij najgrubszy-powiedziała, Heeyun się wahała ale zamknęła oczy i przecięła kabel.
***
W tym samym czasie dziewczyny wspinały się na nadajnik w górę musiały oszczędzać plecaki odrzutowe w których było już mało energii, na dodatek ten Sky był niemal całkowicie popsuty, wchodząc Sky o mało co nie spadła Amane ją na szczęście złapała w ostatniej chwili -Uważaj!-chwyciła jej rękę, Berry spojrzała w dół i wzięła głęboki wdech, blondynka pomogła jej się wdrapać -Dzięki...to chyba to-wskazała na pudło przyczepione do nadajnika. -Spróbujmy je wyrwać -Okej-odpowiedziała i obie zaczęły ciągnąć pudełko do siebie ale ono ani drgnęło -To na nic-stwierdziła Amane -Przykleili je czy co ?!-mruknęła zirytowana Skyberry -Nie mamy wyjścia, trzeba ją rozbroić-otworzyły bombę i tam też było tysiące kabli -Jaka jest szansa że to Heeyun i Darren wysadzą nas zamiast my ich ?-zapytała Sky.
-Bardzo mała-odparła -No to który może czerwony?
-Jesteś pewna ? Czerwony kojarzy mi się z ogniem. Czekaj mój tata mówił mi trochę o saperce trzeba znaleźć najcieńszy kabel-stwierdziła.
-Może to jakaś zmyłka?-pomyślała głośno Amane -A tnij cienki
-No to tnę-powiedziała wystraszona z lekka ale przecięła kabel, bomba przestała odliczać.
-Udało się-odetchnęły widząc ze bomba się wyłączyła, zaczęły się cieszyć jak głupie, ale przypomniały sobie że są na stromym nadajniku, więc szybko się uspokoiły odczepiły ją od nadajnika i zaczęły schodzić w dół.
***
Heeyun sie wahała ale zamknęła oczy i przecięła kabel i wtedy bomba przestała odliczać opadli na podłogę i odetchnęli -Uff niewiele brakowało, Skyberry, Amane co z waszą bombą ?-zapytała używając ich komunikatora.
-Widzisz ? Łatwo poszło mówiłam że się na tym znam-powiedziała dumna z siebie Skyberry -wtedy usłyszały głos Heeyun, Skyberry przyłożyła dłoń do urządzenia przy uchu i odpowiedziała -Tak bomba została rozbrojona... -Yyy Skyberry...-Nie teraz Amane, kiedy dziewczyny skończą ?-spytała -Powinny już skończyć możecie zejść na dół -Dobrze jużschodzimy. -SKYBERRY!-wrzasnęła, Amane spojrzała na nią i wskazała palcem na bombę która wznowiła odliczanie. -Skończyłyśmy ewakuację!-zarządziła Jeanette.
-To lepiej się stad wynośmy! Wznowiła odliczanie! Co robic?
-Tnij najgrubszy? -Znowu inaczej? Zdecydujcie się! -Tnij albo wylecimy w powietrze!-krzyknęła Heeyun która biegła z Darrenem w kierunku promów. Okazało się że z Asoremmy wysłano po nich odrzutowiec, promy ruszyły stamtąd, odrzutowiec zabrał wszystkich członków ShaShi którzy zostali na dolę. -Amane i Sky są dalej na górze!-krzyknęła Heeyun do pilota który chciał odlecieć. Musieli wznieść się w górę.
-No dobra dobra!-przecięły najgrubszy niestety odliczanie trwało dalej, zostało im 20 sekund. Amane miała ochotę zabić Skyberry. -Nie damy rady jej rozbroić.
-Ale można zrobić to-Amane uruchomiła swój plecak rakietowy i wzniosła się bardzo wysoko, tak jak tylko mogła nieco ponad niektóre chmury i rzuciła bombę w górę po czym zaczęła lecieć w dół.
Sky stała na dachu i rozglądała się za nią, zauważyła mały punkcik lecący w dół. A po chwili rozległ się przeogromny wybuch który zmienił kolor nieba, dźwięk był podobny do uderzenia gromu ale głośniejszy.
Amane kilka metrów nad budynkiem usłyszała trzaski w swoim plecaku i spojrzała na niego -No nie...-w tym samym momencie plecak się wyłączył a ona sama zaczęła spadać. Skyberry bez wahania rzuciła się, spadały bardzo szybko. -Trzymam Cię!-krzyknęła Skyberry -Dzięki Sky...ale kto Ciebie trzyma ?!-krzyknęła obie zaczęły krzyczeć jak opętane spadając w dół.
Wtedy znikąd koło nich pojawił się śmigłowiec, i Heeyun użyła swojego Deadly Reflex by wraz z Darrenem spowolnić czas wokół siebie i złapać dziewczyny a potem wciągnęła je do środka odrzutowca który zamknęły.
-Fajnie się leciało ?-spytała Ivy szczerząc się. Amane i Skyberry patrzyły na nią niemal tępymi wzrokami, z włosami w nieładzie, wyglądały jak po przejściach.
-W Twoim języku ? BOMBOWO-odparła z przekąsem Sky
-No to który kabelek przecięłaś ?
-Bez komentarza...
 -Co z cywilami ?-spytała w końcu Amane
-Wszyscy bezpieczni tymczasowo zostanom przeniesieni na Wyspę Doari, dopóki Feissa nie będzie całkowicie bezpieczna, inne formację wojskowe pojawią się tam za kilka godzin-powiedziała Heeyun, która odebrała na rękawicy wiadomość od Generała Cho.
-To dobrze...Bardzo dobrze-Skyberry odetchnęła i oparła się spokojniej o fotel. Odrzutowiec leciał nad niebieskim oceanem w dobrze znanym im kierunku. A w odpowiednim momencie użył sonicznego przyśpieszenia. Pozostawiając tym tam sobą ciemną smugę i dźwięk świstu. By w odpowiednim momencie znaleźć się w Asoremmie.
***
Przepraszam za to że rozdział jest spóźniony o kilka dni ale jak zaczyna się pracę to zaczyna brakować czasu, albo jest się zbyt zmęczonym, by coś napisać. Część Arin jest niedokończona ale lada chwila powinna się pokazać. Rozdział 5 będzie w ten weekend jednak Rozdział 6 dopiero w następny piątek. Komentujcie, mówcie co się podoba a co nie, zapraszamy by zapoznawać się z postaciami. Niedługo otworzą się kolejne stronki, tym razem z ciekawostkami o świecie Nibiru oraz o Soul Society. Pozdrawiam :D







11 listopada 2014

Rozdział 3

Bunt Maszyn część 1



8 dzień Pierwszych Siewów 4E 021 (ShaShi)

-Pewnie wszystkie zastanawiacie się, po co was tu zebrałem-powiedział starszy mężczyzna ubrany w mundur generalski, który zaczynał już trochę siwieć, chodził w te i wewte po pokoju z rękoma założonymi za plecami. Znajdowali się właśnie w Sali Narad, było to spore pomieszczenie, miało wielkie okna od północnej  i zachodniej strony, ściany były z drewnianymi i metalowymi wzorami, a podłoga z błyszczących jasnych płytek.
ShaShi obserwowały go uważnie, siedząc przy szklanym półokrągłym stole, który spokojnie pomieściłby koło 20 osób. Wtedy generał zasłonił automatycznie żaluzje, i kazał im spojrzeć na ekran gdzie pojawiło się logo Zjednoczonych Formacji Wojskowych z napisem Nibiru, logo kształtem przypominało ich planetę w niebieskim kolorze, ze znakami najważniejszych drużyn wokół niej i symbolem uściśniętych rąk.
Za chwile potem pokazała im się mapa wyspy z lotu ptaka. -Zredukowałyście liczbę Wężowników, tak że nie zagrażają osadom tutaj. Gratuluję. Resztą zajmą się nowi rekruci w ramach treningu, a wam przydzielono ważniejsze zadanie, godne Shatter-Shields-uruchomił holomputer i pokazał im nagranie totalnego chaosu w Zachodnim Nibiru -Wczoraj na Wyspie Feissa, zaczęły wariować wszystkie holomputery i maszyny. Nasi zwiadowcy nie mogą tam podejść bo ich czujniki wariują. Tamtejsze etertechy ożyły i zaczęły atakować cywili, na szczęście większą część miasta ewakuowano, ale ciągle są tam ludzie którzy potrzebują waszej pomocy.
-Może coś nie tak z głównym generatorem ?-zaproponowała Skyberry gdy zniknął obraz z ekranu zapaliły się światła i podniosły żaluzje.
-Niewykluczone. Tak czy inaczej problem musi tkwić gdzieś w Afoinyth, bo tylko tam miały miejsce ataki. Ale jeśli Skyberry ma racje i to wina generatora, to powinno się to rozprzestrzenić na całą wyspę. Więc udacie się tam, opanujecie sytuacje i uratujecie tamtejszych cywili, czy to jasne ?-zapytał generał stając przed nimi.
-Tak jest!
-Wyruszycie jeszcze dziś, ogłaszam koniec narady-powiedział dziewczyny skłoniły się i opuściły salę narad. Wyszły na pusty korytarz, ściany były ze specjalnego minerału przypominającego sól kamienną który delikatnie połyskiwał podłoga z kolei była z jasnych płytek, w których można było się przeglądać, jak w lustrze.
Kierowały się w stronę głównego hangaru ale oczywiście zaczęły dyskutować o misji -Co to może być ?
-Może wkradł się wirus-powiedziała Jeanette -Albo jakiś wariat się włamał do głównego holomputera i kontroluje ten generator.
-Albo jedno i drugie-westchnęła Heeyun
-Dlaczego pomyślałam o...
-Aresie ?
-Czytasz mi w myślach Sky-stwierdziła Ivy
-Feissa to tylko wyspa, co by dało Aresowi sprowadzenie tam chaosu. ?-spytała Skyberry
-Nie wiem ale to podejrzane
-Fakt-westchnęła Ivy przed wejściem do hangaru, była elektroniczna skrzynka z wiadomościami -Heeyun, sprawdzałaś dzisiaj pocztę ?
-Nie zapomniałam...
Wpisały kod brzmiący "Zenit" i podłączyły się pod skrzynkę, wzięły przezroczysty tablet była tam poranna gazeta i jedna wiadomość od Exo-K. -To od D.O-powiedziała Heeyun, nie miały z E.X.O kontaktu od śmierci Krisa, więc ucieszyły się z wiadomości, która je kompletnie zaskoczyła.
***

Soul Society. Popołudnie. (Arin)

 Hisagi Shuuhei razem z trzecim oficerem oddziału Keenanem Walshem energicznie przemieszczał się korytarzem w głównym budynku dziewiątej dywizji zmierzając prosto do biura Ukitake Arin.
- Kapitanie mam jeszcze tutaj kilka pozycji i zestawień oraz podpisane awanse dla oficerów, które musisz... - porucznik skrzywił się przerywając początek swojego wywodu. Kapitańskie biuro było puste a on nie zamierzał produkować się na darmo. Rozdrażniony prawie rzucił przyniesioną kolejną porcją dokumentów na jej biurko. Już od jakiegoś czasu coraz bardziej irytowało go jej zachowanie a zwłaszcza popołudniowe tajemnicze zniknięcia. Keenan stał przy drzwiach zachowując milczenie. Widział minę porucznika i wolał nie komentować kolejnej nieobecności Arin.
- Gdzie ona się znowu podziała? Może ty coś wiesz?
Chłopak chrząknął spoglądając w bok.
- No dalej widzę, że chcesz się wypowiedzieć. Już jest po 16 a ona musi podpisać te dokumenty najpóźniej do osiemnastej abym mógł je odnieść do kancelarii soutaicho.
- Noooo, kapitan Ukitake codziennie popołudniu wychodzi do Rukongai.
- Do Rukongai? Z kim? Sama? Ale po co? - zasypał go pytaniami.
- Noooo, sama. Po co nie wiem.... ale wydaje mi się że kogoś szuka... Patroluje najdalsze okręgi...
- Skąd to wiesz?
- Wydało mi się trochę dziwne, że pani kapitan tak ciągle znika więc przedwczoraj ją śledziłem. - odpowiedział wyraźnie zakłopotany.
- I?
- No i nic to tyle... - chłopak wzruszył ramionami.
- Dobrze zrobiłeś. Nie martw się. Nic jej nie powiem. Chodź idziemy.
- A-ale dokąd?
- Jak dokąd.... Musimy ją znaleźć...
Obaj shinigami wyszli z budynku opuszczając teren dywizji. Wystarczyła im chwila aby namierzyć cząsteczki energii duchowej dziewczyny, co w Świecie Dusz nie sprawiło im najmniejszej trudności. Od razu udali się do Wschodniej Bramy nazywanej Bramą Błękitnego Nurtu. Po okazaniu czasowych przepustek i krótkiej rozmowie z Kaiwanem - Strażnikiem Bramy opuścili Seiretei podążając tropem dziewczyny. Wkrótce odnaleźli ją w Sabitsurze - 64-tym okręgu w jednej z tamtejszych ślepych uliczek.
- Kapitanie co się tutaj dzieje? - Hisagi pojawił się koło niej zamierając na widok duszy młodego chłopaka, lewitującej w powietrzu i skutecznie rozprawiającej się z kilkoma członkami gangu Genyosha aktualnie kontrolującego tą dzielnicę.
- Jak widać, ktoś tutaj chce się wykazać. - mruknęła zamyślona.
- Będziemy interweniować? - zapytał Walsh wyciągając broń..
- Nie.
- Czy on lata czy tylko mi się wydaje? - Shuuhei stał nie mogąc oderwać oczu od nieznajomego.
- Nie nie wydaje ci się...
- Jakim cudem....? Mieszkańcy tych dzielnic nie latają? Shinigami też nie?
- Skąd mam to wiedzieć? Nie jestem wróżką.
Gdy już było po wszystkim obcy podszedł do nich.
- Wystarczy czy mam urządzić ci inny pokaz? Teraz mnie wysłuchasz? - zapytał stojąc zakrwawiony na środku ulicy pomiędzy leżącymi ciałami.
- Skądś cię znam ale nie wiem skąd.... - stwierdził Hisagi przypatrując mu się uważnie. - Kim jesteś?
Smoczyca zerknęła na niego mówiąc:
- To Wu Yifan, niedawno podczas przeprowadzonej misji na Nibiru odesłałam tutaj jego duszę.
- Mów mi Kris... i tak żałuję, że się na to zgodziłem. Miałaś wysłać mnie do miejsca gdzie nie będę już cierpiał a to tutaj przypomina raczej kolejny wymiar piekła! - warknął zły zaciskając mocno pięści.

 Godzinę wcześniej, tego samego dnia.

Tony dokumentów, które musiała podpisać, przejrzeć, zaopiniować, nie miały końca a ciągle do niej napływały kolejne sprawy. Przyjmując awans nawet nie podejrzewała, że od czasów rządów kapitana Tosena zrobiło się takie zamieszanie w papierach. Hisagi tłumaczył się brakiem doświadczenia i że większości nie chciał ruszać. Przyznała mu rację ale to co do tej pory leżało odłogiem spadło teraz na nią. Siedziała nad tym już kolejny dzień i miała tego serdecznie dosyć. Czekała tylko na moment aby się szybko ulotnić. Okazja nadarzyła się przed 15 kiedy Hisagi wyszedł na cotygodniową odprawę wszystkich poruczników u głównodowodzącego. Miał tam spędzić co najmniej pół godziny a potem jeszcze miał zerknąć do głównej kancelarii. Słysząc że się zbiera kiwnęła tylko głową udając, że się zaczytała w treści super tajnego dokumentu dotyczącego wydzielania racji żywnościowych. Gdy tylko Shayran potwierdził, że droga jest wolna ewakuowała się z biura w kierunku bram prowadzących do Rukongai. Podejrzewała, że Shuuhei zapewne trochę się zdenerwuje ale planowała przecież wrócić jeszcze do pracy. Poczekała grzecznie w kolejce oczekujących a gdy nadeszła jej kolej pokazała swoją kapitańską przepustkę, porozmawiała chwilę ze Strażnikiem i po chwili już była za murami. Tak jak zwykle zaczęła się kierować w stronę najodleglejszych dzielnic mając nadzieję, że może tym razem uda się jej wypatrzeć swoich bliskich. Obok niej pojawił się Shayran stwierdzając, że najlepsze na smutki jest coś dobrego do jedzenia. Przyznała mu rację i zakupiła u ulicznego sprzedawcy dużą torebkę cukierków i dango. Zajadali się słodyczami coraz bardziej oddalając się od centrum. Z każdą przecznicą liczba przechodniów malała aż w końcu znaleźli się w 64-tym okręgu całościowo kontrolowanym przez odłam gangu Genyosha. Nieliczne działające tam sklepiki płaciły tak zwaną opłatę zapewniającą spokój i ochronę w interesach. Zwolnili rozglądając się uważnie dookoła. Od razu zauważyli kilku gangsterów przesiadujących w otwartych ulicznych herbaciarniach lub grających w karty na progach ubogich domostw
- Powinniśmy ich zgarnąć? - Shayran zapytał lustrując wzrokiem jedną z jadłodajni gdzie grupka młodych mężczyzn przerwała swój posiłek i wpatrywała się w nich z ponurymi minami.
- Jeśli tylko nas zaczepią a raczej tego nie zrobią...
- No w sumie racja... ale szkoda, przynajmniej mielibyśmy jakąś odmianę. Już od dawna nie działo się nic ciekawego. Zaczynam tęsknić za wariatem Kuchikim.
- Ty? Tęsknić? - zaczęła się śmiać ale po chwili się uspokoiła przyznając mu rację. - Mam nadzieję, że wkrótce coś się zmieni. Aizen nie będzie wiecznie siedział w ukryciu.
- Yhy, żeby tak jeszcze dziadek zdjął z nas limit mocy... - westchnął rozmarzony.
- Za dużo wymagasz. - mruknęła. Zatrzymali się przed tabliczką na której napisano, że zbliżają się do 65- dzielnicy. - I znowu nic...
- Nie martw się. Rukongai jest ogromne. Do tej pory nie sprawdziliśmy nawet połowy miasta. Poza tym jeszcze zostały nam miejsca po zanim.
-Wiem wiem, jestem niecierpliwa....
Już mieli ruszyć dalej gdy ktoś zastąpił im drogę.
- W końcu cię znalazłem.
- Yyyy? - cofnęła się mrużąc oczy. Z początku go nie poznała, dopiero po chwili ją oświeciło, że to jedna z nibirańskich dusz. Dała znak Shayranowi aby narazie nie reagował.
- Czego chcesz? Jesteśmy zajęci....
- Właśnie widzę. Długo...
- Zacznijmy może od początku. Może się przedstawisz?
- Jestem Wu Yifan ale możecie mówić do mnie Kris. Jakiś czas temu odesłałaś mnie do tego świata. Mój młodszy brat zaatakował cię podczas czuwania przy moich zwłokach.
- Tak pamiętam. Więc o co chodzi?
- O co chodzi? Do cholery gdzie ty mnie wysłałaś? Co to ma być?! To jakaś prehistoria, epoka kamienia łupanego zamieszkana przez dwunożnych troglodytów!
- Rozumiem, że to dla ciebie bardzo duży przeskok ale musisz się przyzwyczaić... jak każdy....
- O nie, nie ma mowy! - Kris podszedł do Arin i chwycił ją zdenerwowany za ubranie. - W tej chwili jeszcze dziś mnie stąd zabierzesz. Już wszystkiego się dowiedziałem chcę się dostać do Seiretei.
- Dobry żart. - Shayran roześmiał się odtrącając Wu. - A teraz spadaj do swojej dziury, zajmij się swoimi sprawami i marz sobie dalej...
- Ja nie żartuję. - przerwał mu. - Dziś pójdę z wami, nie widzę innego wyjścia.
- A ja widzę. Zaraz ci coś połamię.
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem po czym Kris minął ich bez słowa podchodząc do jadłodajni gdzie po chwili zaczęła się niezła zadyma, która przeniosła się w ich kierunku na ulicę a potem w boczną, ślepą uliczkę.
- Co on wyprawia? - Ukitake zapytała obserwując rozkręcającą się awanturę.
- Chyba próbuje ci coś udowodnić...
- Yhy jasne. I myśli, że dzięki temu... ooo on lata...
- Skurczybyk jest dobry. Zwykłe dusze nie umieją takich rzeczy. - mruknął niebieskowłosy obserwując to co się działo.
-Auć nieźle oberwał. - skomentowała widząc jak Kris zalał się krwią po uderzeniu jednego z przeciwników.
- Zaraz tutaj będzie Hisagi i Walsh...
- O nie... - mruknęła przewracając oczami. -Jeszcze ich tutaj brakowało.
- Nie cieszysz się, że zaraz wrócimy do naszej ukochanej pracy? - zakpił złośliwie się śmiejąc.
- Lepiej się przymknij...
Przewidywania towarzysza Arin spełniły się w stu procentach. Nie minęło pięć minut jak pojawili się jej podwładni trafiając już na końcówkę bójki. Ktoś z mieszkańców wezwał strażników, którzy przybiegli zamierzając się do aresztowania delikwentów.
- Stop stop, tego zakrwawionego zabieram ja. Obraził mnie oraz głównodowodzącego Yamamoto. - nie oglądając się na nikogo pociągnęła Krisa za sobą i skuła go kajdankami. - Reszta mnie nie obchodzi.
- Tak jest pani kapitan!
- Idziemy. - warknęła popychając przed sobą Yifana. Gdy oddalili się na bezpieczną odległość zatrzymali się aby chwilę porozmawiać.
- I co ja mam teraz z tobą zrobić?
- Zrób to o co cię proszę. Zabierz mnie ze sobą.
- To nie jest takie proste jak myślisz. Mieszkańcy Rukongai nie mogą sobie ot tak wejść za mur... Zastanowię się jeśli mi powiesz gdzie nauczyłeś się tak walczyć i latać.
- To? To już umiałem na Nibiru. Należałem do jednej z naszych wojskowych formacji E.X.O....
- Wojskowej tak? I co niby chcesz robić za murem?
- Chcę wstąpić w wasze szeregi. Chcę nauczyć się waszych technik walki i dodać coś od siebie. Chcę się na coś przydać. Chcę walczyć za nasze światy.
- Gadanie. - prychnęła. - Każdy z nas na początku był pełen wzniosłych ideałów... Idziemy. Wypuszczę cię dwie albo trzy ulice dalej. Ukryj się na jakiś czas. Genyosha ci tego nie darują.
Kris ponownie się zatrzymał gwałtownie odwracając się w jej kierunku.
- Ty nic nadal nie rozumiesz. Chcę odnaleźć mojego zabójcę i pomścić swoją śmierć. Chcę odszukać mojego brata i przyjaciół z oddziału. Zresztą i ty kogoś szukasz. Ciągle tutaj przychodzić z tym drugim... - kiwnął głową w kierunku Shayrana.
- Aleś ty mądry. - odwróciła się do reszty. - I co o tym sądzicie?
- Skoro jest taki zdeterminowany i pewny siebie niech to samo powtórzy głównodowodzącemu.
- Dobry pomysł. Jeśli mu nie wyjdzie przyda się w oddziale technologicznym. Części zamienne są zawsze potrzebne.
- Że co??

***
TYMCZASEM, KWATERA EXO, ETHEIHAN CITY: (ShaShi)

Darren zaraz po pogrzebie brata, przystąpił do specjalnego przyśpieszonego treningu dokładnie miesiąc temu i właśnie go zakończył. Jego rodzice byli przeciw temu ale był dorosły i miał dar więc to nie leżało w ich interesie. O mało co nie poniósł nieprzyjemnych konsekwencji za nie zgłoszenie się do Instytutu Badań, ale przymknięto na to oko, ze względu na jego zmarłego brata. Treningiem Darrena zajął się D.O z E.X.O który trenował wszystkich najbardziej znanych z najsławniejszych formacji. Początki oczywiście były ciężkie, Darren dziwił się że jego brat mógł to zaakceptować. Ale przeprowadził sobie z D.O kilka rozmów od serca które zmotywowały go do dalszych ćwiczeń aż osiągnął naprawdę imponujące wyniki. Gdy minął dokładnie miesiąc D.O wezwał Darrena na jeden z placów ćwiczebnych. Był ubrany w czarny strój do ćwiczeń. Chłopak zaliczył już jedną misję z B.T.S która zakończyła się sukcesem. Teraz ubiegał się o oficjalne zakończenie treningu, ale musiał mieć coś takiego jak rekomendacje, właśnie w tej sprawie wezwał go D.O.
-Masz rekomendacje E.X.O i B.T.S ale tym z góry to za mało, musisz mieć rekomendacje jeszcze jednej grupy.-oznajmił czarnowłosy
-Jakiej ?-zapytał i zmarszczył brwi
-Jakiejkolwiek. Najlepiej gdybyś otrzymał od Infinite, ale oni uważają się za pępki świata, więc na to nie licz. Ale mam dwie zaprzyjaźnione grupy i jedna z nich na pewno da Ci rekomendacje.-zapewnił go.
-Dziekuję-chłopak ucieszył się -Ciesze się ze mogę na ciebie liczyć
-Nie ma sprawy. Twój brat byłby z Ciebie dumny-położył mu dłoń na ramieniu -Wyśle wiadomości do SilverHawks i Shatter-Shields, na pewno już o nich słyszałeś. Trenowałem obie te grupy.
-Oczywiście masz u mnie dług wdzięczności.
-Świetnie, teraz tylko czekamy na odpowiedź a żeby Ci się nie nudziło 60 kółek wokół całego kompleksu i na tor ćwiczebny!-zawołał wysyłając jednocześnie wiadomości.
-Znowu?-zaczął marudzić jak to miał w zwyczaju, ale widząc jego minę poszedł biegać. Pierwszego dnia uznał go za szaleńca, gdy kazał mu tyle biegać po 30 kółku padł jak nie żywy, a to była dopiero rozgrzewka. Bardzo szybko zrozumiał dlaczego tego sympatycznego chłopaka nazywają "Tyranem". D.O był koszmarem każdego lenia, i każdego rekruta. Zawsze mawiał że nie ma granic, których nie można przekroczyć, co wielokrotnie udowadniał, nie tylko na swoim przykładzie, ale na innych sprawiając że do wojska wstępowały świetne i utalentowane osoby.
Czekał na odpowiedź, a przez ten czas mierzył mu czas. Uśmiechnął się gdy zobaczył że jego wynik się poprawił.
Dostał pozytywna odpowiedź poszedł więc na tor ćwiczebny, gdzie Darren ćwiczył na manekinie.
-Darren przerwa!-zawołał i gestem ręki przywołał go do siebie.
-Już jest?-chłopak podbiegł do niego cały mokry i zapytał podekscytowany.
-Tak, niestety SilverHawks są na Jerrze i robią już jakąś misję. Ale Shashi się zgodziły.
-Super chętnie do nich dołączę-powiedział wiele dobrego słyszał o Shatter-Shields od Krisa, i chciał je osobiście poznać.
-To ruchy, czekają na Ciebie w bazie Asoremma w Vvarden, Kai Cie tam zabierze.
-Już już! Jeszcze raz dzięki!-krzyknął biegnąc się spakować
-Darren!-krzyknął za nim ten się zatrzymał i spojrzał na D.O który uśmiechnął się do niego pogodnie. -Uważaj na siebie, szacunek i honor!
-Szacunek i honor!-krzyknął i pobiegł do koszar. D.O westchnął ciężko.
-Nie martw się o niego, da sobie rade-powiedział Kai stojąc nagle za plecami D.O -Mówiłem Ci żebyś tego nie robił!!-wrzasnął na chłopaka.
Darren spakował sie w przeciągu 5 minut po 10 zjawił się na lądowisku gdzie Kai już na niego czekał z uśmiechem na ustach z założonymi na piersi rękoma.
-Gotów młody ?
-Zawsze i wszędzie.
-Świetnie, uważaj bo pierwszy raz teleportacyjny kończy się zwykle wymiotami ale potem już z górki...3...2...1-zaczął odliczanie a po chwili oboje zniknęli z lądowiska, D.O obserwował to oparty o ścianę, robił to bo miał u Krisa dług.


KWATERA GŁÓWNA ASOREMMA, VVARDEN: (ShaShi)

Pisał do nich D.O z prośbą o zabranie nowego rekruta na misje i o rekomendację dla niego. SilverHawks musieli odmówić bo byli już na dalekiej północy i mowy nie było by mogli teraz zawrócić. Dziewczyny spojrzały po sobie i się naradziły -To w końcu D.O dla nas też starał się o rekomendacje.
-Fakt nie możemy odmówić.
-Chce wam się niańczyć nowego? Bo mi nie-prychnęła Jeanette
 -Ale mamy dług do spłacenia-stwierdziła Ivy
-Dzieki D.O jesteśmy tutaj, więc ja jestem za-powiedziała Sky -Ja też-odparła Ivy -I ja-Amane podniosła rękę tylko Jeanette była przeciw temu, Heeyun też podniosła rękę.
-No to już wiemy
-Wyślij odpowiedź-pośpieszyła ją Amane.
-No to panie szykujemy się, ja załatwiam odrzutowiec, reszta broń i amunicje zgodę na akcje na terenie Feissy i zapakujcie wszystko czekamy tylko na młodego-zarządziła Heeyun  -Tak jest!-krzyknęły zgodnie dziewczyny wchodząc do środka. Jak zawsze panował tam gwar, technicy i inżynierowie kręcili się to tu to tam, robiąc przeglądy maszyn, naprawiali zepsute bronie, pojazdy bądź odrzutowce. Cechowały ich ciemnoszare stroje z czarnymi wzorami przez które przechodziły fale srebrnego przytłumionego światełka, na twarzach mieli coś w podobnie do masek gazowych.
Sky zrobiła przegląd swojego Dairedo, pogłaskała go przy tym niemal czule po działku eterowym, reszta pakowała broń do odrzutowca. -Przydałby jej się psychoterapeuta-stwierdziła Jeanette patrząc na to co wyrabia Sky, Amane zareagowała cichym chichotem.
Rzuciły się w wir przygotowań, założyły ich czarne stroje i ustawiły je na klimat tropikalny, by ich nie grzały odstraszały robactwo itp. Uwinęły się z tym dość szybko, odrzutowiec czekał już przy lądowisku a Heeyun właśnie wróciła ze zgodą. -No i gdzie ten rekrut ?-mruknęła rozdrażniona Jeanette bawiąca się małym wojskowym nożem.
W tym momencie coś buchnęło z etertecha Skyberry podczas przeglądu, najpierw usłyszały jakby coś metalowego się obsunęło potem zobaczyły czarny dym, a potem usłyszały kaszel Sky -Cholera jasna! Cholerny złom!-kopnęła Dairedo ale za chwilę tego pożałowała, pisnęła z bólu, skacząc dookoła i trzymając się za nogę.
-Uważaj...
-Coś na to poradzimy-gdy dziewczyny chciały sprawdzić co poszło nie tak, ponownie coś buchnęło i łupnęło. A to za sprawą Amane która zaczęła grzebać nie w tym co trzeba. Gdyby wzrok mógł zabijać, byłaby pierwszą ofiarą Skyberry.
-Błagam tylko nie główny kondensator-miała niemal łzy w oczach i pobiegła po narzędzia, zajęła się od razu naprawą.
-Na moje oko padła elektryka... -mruknęła Ivy -No to sobie poczekamy-Jeanette ułożyła się w pozycji do drzemki.
-Inżyniera! Czy na sali jest inżynier ?!-krzyczała chcąc go jak najszybciej naprawić, na szczęście znalazło się kilku wolnych w tej chwili,którzy pomogli jej w naprawie Dairedo.
-To już 2 raz w tym tygodniu Sky, DRUGI-wypomniał jej jeden z nich.
-Nie moja wina! Dairedo ma już swoje lata-spojrzała na etertecha. Co prawda bardzo dbała o swojego Dairedo, ale i tak często się psuł. Wiele osób mówiło jej by wywaliła go na złom i poprosiła o nowego, ale miała do niego sentyment.
Narzekali przy tym ze że żadnego etertecha tak często nie naprawiają jak jej, ale po 1.5h Dairedo był sprawny.
Zapakowali go do odrzutowca, z lekkimi trudnościami, i w tym momencie zjawił się Kai z chłopakiem który po teleportacji był blady jak śmierć.
-Dam rade dam rade... -Darren cały czas powtarzał to sobie, ale po skoku i lądowaniu pobiegł w kierunku najbliższych krzaków.
Kai spojrzał tylko na niego i podrapał się z tyłu głowy -Ostrzegałem.
-Więc to jest ten rekrut ?-dziewczyny spojrzały na Darrena który uciekł w krzaki, przy okazji przywitały się z Kai'em.
-Tak to on-Kai podszedł do nich -Chyba się nie spóźniliśmy?
-No właśnie mieliśmy odlatywać...ale na wasze szczęście Skyberry popsuła swojego etertecha i trochę to zajęło-powiedziała wesoło Ivy, a Sky się nabuzowała -Wcale nie popsułam.
-Popsułaś?-zaczął się śmiać -Jak można popsuć etertecha?-miał wyjątkowo dobry humor.
-Tak jak Ty zgubiłeś pierścień-odparła z przekąsem Sky
-Ja? Nie pamiętam-odchrząknął -Młody no chodź tu!-krzyknął
Gdy wyszedł zza krzaków wyglądając jak 7 nieszczęść, wtedy rozpoznały w nim brata Krisa. Jeanette stwierdziła -Nie wygląda zbyt reprezentatywnie...-reszta cicho zachichotała ale Heeyun ich uciszyła. -Dziękuję że nam go tu dostarczyłeś, będziemy w kontakcie.
-Nie ma za co. No młody radź sobie-poklepał go po ramieniu i teleportował się z powrotem do stolicy, zostawiając go z ShaShi. Przez chwile panowała tam niezręczna cisza.
-Masz chorobę lokomocyjną ?-zapytała w końcu Amane
-Kai powiedział ze tak wygląda pierwszy raz gdy się z nim teleportujesz.
-Tak wiemy-Ivy się wzdrygnęła -Chodziło jej o to że będziemy lecieć odrzutowcem i chcemy wiedzieć czy Twój żołądek to wytrzyma-powiedziała Jeanette zakładając ręce na piersi.
-Wytrzymam dam rade-zapewnił je, uśmiechnął się -Gdzie lecimy?
-Mam nadzieje że lubisz Zachodnie Nibiru-Sky poklepała go po ramieniu i wszyscy weszli do odrzutowca który pilotować miała Ivy. -To moje rodzinne strony, gdzie konkretnie ?-zmartwił się trochę.
-Wyspa Feissa.
Darren niezauważalnie odetchnął. -Dobrze moi państwo, zapinamy pasy, nie marudzimy bo otworze wyjście awaryjne i się zrobi taki przeciąg, że wam plomby pourywa-powiedziała Ivy z kabiny pilota.
-Nie ma to jak pilot z poczuciem humoru-mruknęła pod nosem Skyberry, wszyscy zapięli pasy. Ivy uruchomiła odrzutowiec, wzniosła się odpowiednio wysoko po czym dzięki sonicznemu przyśpieszeniu bardzo szybko znaleźli się nad oceanem, zostawiając Vvarden daleko w tyle.
Mieli sporo czasu więc postanowili się zapoznać. -Nazywam się Heeyun, jestem liderką Shatter-Shields-powiedziała rudowłosa, wskazała na blondynkę która grała w jakąś grę z kulkami na przenośnym holomputerze -To Amane, Pomoc, głównie w ataku-powiedziała a dziewczyna mu pomachała z lekkim uśmiechem. Dalej wskazała na ciemnowłosą -To Jeanette, Główny Zwiadowca-dziewczyna nawet nie zareagowała -Jest dzisiaj nie w sosie-dodała i wskazała na kabinę pilota -Tam jest Ivy, Główna Obrona -Zawsze do usług.-usłyszeli w odpowiedzi i wskazała na dziewczynę siedzącą obok -I Skyberry, Główny Atak -Miło mi-uśmiechnęła się.
Darren znał ich imiona, ale wypadałoby się oficjalnie przedstawić, taka była nibiriańska etyka. Kris dobrze się o nich wypowiadał, nawet podobała mu się jedna z nich.
-No to skoro mamy jeszcze czas, powiedz Darren, kim chciałbyś być w grupie, lider, strateg, główny atak, główna obrona, pomoc, zwiad, najmłodszy, mięso armatnie ?-tą ostatnią dla żartu Amane dodała od siebie.
-Wybieram mięso armatnie-też zażartował -A tak na poważnie to główny atak albo pomoc.
-To musisz mieć jakąś super moc która pokonuje przeciwników.-powiedziała pełna uznania blondynka -No właśnie, jaką posiadasz moc ?-zapytała ciekawa Sky.
-Jestem medium-odparł chłopak
-Medium...To znaczy ?
-Rozmawiam z duchami-powiedział to beztrosko. Dziewczynom opadły szczęki, a Ivy z tego wszystkiego na chwilę straciła kontrolę nad sterami. -Uważaj co robisz!-opieprzyła ją Jeanette.
-Naprawdę ?! Ale super, tylko z nimi rozmawiasz ?-pytała dalej ciekawa najmłodsza członkini.
-Nie tylko-przyznał -Mogę zawierać z nimi kontrakty i mogą one dla mnie walczyć-Skyberry i Amane były tym najbardziej podekscytowane.
-Każdy się zgadza na taką umowę ?
-No...nie każdy-powiedział i podrapał się z tyłu głowy.
-A jak wygląda taka umowa ? Co im dajesz w zamian ?-spytała Amane -Właśnie gdzie jest haczyk ?-Darren chciał właśnie odpowiedzieć ale Heeyun przerwała.
-Dobra koniec pogaduszek jesteśmy nad celem, Ivy mamy zgodę na lądowanie ?-zapytała Heeyun, Ivy próbowała raz po raz połączyć się z ich wieżą. -Ich generator zwariował nie chce udzielić pozwolenia.-powiedziała Ivy -Nie zostawiają nam wyboru, Skyberry, do Dairedo!
-Tak jest!-powiedziała i wsiadła do swojego etertecha, nałożyła specjalne metalowe rękawice z tysiącem kabelków, bez palców i odpaliła wszystkie potrzebne w nim rzeczy, zamknęła górną pokrywę która zaraz wewnątrz wypełniła się powietrzem. Przed nimi otworzyła się podłoga -Faktycznie przeciąg-mruknął Darren
-Idź pierwsza, szacunek i honor-powiedziała Heeyun -Szacunek i honor!-usłyszeli lekko przytłumiony przez pokrywę głos dziewczyny, po czym będąc w  Dairedo zeskoczyła na dół nad wyspą.
Obserwowali chwilę jak spada, po której zadziałał napęd mecha i zgrabnie zbliżyła się w kierunku wyspy.
-No młody zaraz nasza kolej, szykować plecaki rakietowe! Ivy przełączaj na auto-pilota i odeślij go do Asoremmy!-powiedziała Heeyun.
-Tak jest!-wszyscy zaczęli się przygotowywać i gdy byli gotowi skoczyli nad wyspa ostatnia była Heeyun. Uczucie spadania było dla niego ciekawym doświadczeniem, zwłaszcza że nie martwił się że rozpłaszczy się na ziemi jak naleśnik.
Włączyli niedaleko ziemi plecaki rakietowe. Udało im się wylądować mniej więcej w tym samym miejscu, wylądowali w samym środku tropikalnego lasu, z daleka echem odbijały się dźwięki wydawane przez dzikie zwierzęta, obok nich rosły dzikie kwiaty, niektóre mięsożerne ale nie na tyle duże by ich zjeść. Przez liście drzew delikatnie przebijały się promienie słońca, a z południa wiał delikatny wietrzyk. Darren był tym oczarowany. Feissa była przepiękną wyspą. Feissa, Bali i Pyandonea były najpiękniejszymi wyspami na Nibiru. Często odwiedzane przez nowożeńców w czasie miodowego miesiąca.
Darren wylądował niedaleko Heeyun, oboje wyłączyli plecaki i zebrali się razem z Amane Jeanette i Ivy po czym nastawili zegarki i uruchomili łączność.
-Dobra wszyscy zmierzamy do Afoinyth, to główne miasto Feissy gdzie nawalił główny generator...-Heeyun po krotce wyjaśniła Darren'owi na czym polega ich zadanie, ten tylko pokiwał głową.
-Uważajmy mam złe przeczucia-mruknęła Amane rozglądając się nieufnie dookoła, z wyciągniętą bronią.
 -Ty zawsze masz złe przeczucia-Jeanette wywróciła oczami -Cisza rozkazała Heeyun wybrała dwójkę która szła z przodu przed główna grupą.
Miały tak iść Jeanette i Ivy a Heeyun z Darrenem za nimi. Poruszali się ostrożnie obserwowali okolice ale wszystko wyglądało normalnie. Nawet po drodze minęli kilka Guangów, czyli wielokolorowe miniaturowe małpki z wielkimi oczami.
-Jakie słodkie-Amane wyciągnęła do nich dłoń, ale powstrzymała ją Ivy. -Są nieudomowione, nie radzę.
Nagle usłyszeli jakieś trzaski w krzakach zebrali się w pozycji obronnej. Heeyun nakazała im cisze gestem nakazała również Darren'owi zachować czujność, chciała też w tym momencie przetestować jego moc.
To coś zbliżało się cała ziemia drżała. -Co to może być? -Jakie tu żyją zwierzęta? -To nie zwierze... -Rozproszmy się-pochowali się po krzakach Darren czekał celując już w stronę zbliżającego się monstrum.
Nagle zza krzaków wyszła Skyberry w Dairedo - Gdzie wy się włóczycie ?! Mam was szukać po całym lesie ?!
Heeyun odetchnęła z wyraźną ulgą -To tylko ty Sky...Ale nas nastraszyłaś... Darren o mało co nie użył na Tobie swoich duchów, które zostawiają wszędzie ektoplazmę!
-Tylko byś spróbował! Świeżo lakierowany-pogłaskała Dairedo od wewnątrz.
-Było blisko możesz mi wierzyć-powiedział Darren z uśmiechem.
-Zauważyłaś coś dziwnego?-Heeyun wróciła do tematu misji.
-Cisza i spokój. To aż dziwne zwykle Feissa huczy życiem.
-Dziwne -No cóż zobaczmy jak wygląda miasto.
-Pójdę przodem-powiedziała Jeanette i zrobiła się niewidzialna -To ja osłonie tył-stwierdziła Sky
-Ivy idź tuż za Jeanette reszta w oddaleniu potem Sky-zarządziła Heeyun i ruszyli dalej przedzierając się przez krzaki.
Wszyscy byli już blisko miasta czuli to, mimo to wszystkie znaki informujące o tym poznikały. To ich zaniepokoiło, nie było nawet strażników.
Gdy byli już niedaleko Heeyun dala znak by się zatrzymali wysłała Jeanette na szybki zwiad. A reszta czekała ukryta niedaleko murów miasta. -Już tutaj powinniśmy słyszeć ludzi z Afoinyth. -Masz racje, nienawidzę takiej ciszy.
Jeanette nie było jakiś czas w końcu wróciła -W mieście nie ma żywego ducha, cisza i spokój.
-Nikogo? Powinno być tam jeszcze całkiem sporo cywili-Heeyun chwilę milczała coraz bardziej zaniepokojona -Przecież nie mogli się rozpłynąć.
-Zwłaszcza że holomputer zamknął bramy miasta, musiałam je wysadzić by się tam dostać-powiedziała Jeanette i poczuła na sobie wzrok Ivy -I mnie nie zawołałaś ?!-wrzasnęła na nią oburzona.
-Będziesz miała kaboom, obiecuję.
-No właśnie -Czyli co ? Wkraczamy do miasta ?-spytała Skyberry
-Musimy się dowiedzieć gdzie są mieszkańcy. Wkroczymy ale po cichu.
-Ze skrzypiącym etertechem Sky, to niewykonalne.
-Spadaj...
-Rozdzielamy się zachowując łączność-Heeyun sprawdziła ich urządzenia po czym podzielili się na grupki.
Ruszyli w różnych kierunkach do miasta. Mieli na szczęście ze sobą stałą łączność. Miasto było tak nowoczesne jak stolica jednak w zgodzie z naturą. Były tam dwa budynki niemal sięgające nieba, jeden z nich miał nadajnik, który miał przez główny generator przesyłać wszystko na dalsze zakątki Feissy. Rozejrzeli się po pustych ulicach. Teraz wyglądało jak miasto duchów. panowała tam cisza która wręcz dobijała. Nawet maszyn nie było.
-Chyba wolałabym by mnie przywitali laserami, to jak jakieś miasto duchów...-mruknęła Jeanette.
Przemykali pomiędzy budynkami z odbezpieczoną bronią, zbliżali się do centrum starając się prawie nie pozostawać na otwartej przestrzeni. Z daleka słychać było jedynie szumy morza które niósł ze sobą wiatr.
Rozglądali się uważnie porozumiewając się między sobą przez małe mikrofony i słuchawki w uszach. -Gdzie wywiało wszystkich mieszkańców ? Mieli tu przecież zostać jeszcze jacyś cywile...
-Może przed czymś uciekli -Albo zostali zabici albo porwani -Nie ma ciał, krwi ani śladów walk, a ucieczka odpada bo wszystkie bramy były pozamykane.
-Już jesteśmy blisko centrum musimy znaleźć generator.
-To ten budynek-wskazała Sky. Był to wielki budynek przypominający płaską piramidę z nadajnikiem na szczycie.
-Jakby coś krzyczcie -Bardzo śmieszne.
-Żarty się skończyły, wchodzimy.
-Tak jest idziemy zgodnie z planem.
Stanęli niedaleko wejścia dali sobie znak głowami, po czym Sky wzięła oddech i wbiegła do środka wraz z Darrenem, to co tam zastali, przeraziło ich.
***
Mam nadzieje że rozdział się podoba, z lekkim opóźnieniem ale ważne że jest. Następny rozdział 17 bądź 18 listopada. :) Zapraszam również o zapoznania się z postaciami z Nibiru w sekcji postacie. Pozdrawiam :D

5 listopada 2014

Rozdział 2

Pogrzeb




Nibiru, Wyspa Vvarden, Baza Wojskowa Asoremma: (ShaShi)

Uśmiechnęły się szeroko na widok Kai'a i D.O z formacji E.X.O. Ubrani byli w białe stroje do misji które w niektórych miejscach miały odblaskowe wzory, sprawiały wrażenie jakby przepływała przez nie woda, oboje na rękach mieli ich pierścienie strażników, każdy w innym kształcie. Byli oni jedną z najbardziej znanych formacji wojskowych, chociaż wciąż bardzo młodą, porównywani często do Inhumans lub Excalibura, nazywani "Młodszymi S.J". Na ich widok jeden z plutonów przerwał ćwiczenia, by im zasalutować. Oczywiście pełni powagi odwzajemnili gest. Jedynie Kai nie mógł zachować powagi gdy zobaczył kilka dziewczyn rekrutów robiących do niego i D.O maślane oczy. Ale trudno się im dziwić. Do lądowiska podszedł jeden z żołnierzy, zasalutował im, oczywiście znał ich ale musiał się trzymać procedur i zobaczyć ich pozwolenia.
-Jak trzeba to trzeba-westchnął Kai.
Przyłożyli swoje pierścienie do specjalnego czytnika. W ten sposób na małym przezroczystym ekranie na rękawicy strażnika pokazali swoje przepustki z pozwoleniem na przebywanie na terenie Asoremmy. Strażnik kiwnął głową i puszczono ich przodem. Jednak dziewczyny zdziwiły się ich niespodziewaną wizytą, od pewnego czasu E.X.O nie opuszczało Etheihan City, jeśli byliby tu na misji wiedziałyby o tym znacznie wcześniej.
Spotkali się w pół drogi do siebie, na ich twarzach malowała się powaga. -Szacunek i honor-ShaShi jak jeden mąż zasalutowały im. Po chwili niezręcznej ciszy i powagi Kai i D.O uśmiechnęli się rozbawieni do dziewczyn a one do nich -Co tak sztywno ? To nie misja-D.O uściskał każdą z nich mocno, podobnie jak Kai. Pośród nich zrobiło się strasznie głośno, pytali co u nich, jak misje, ale w końcu liderka im przerwała. -Dawno was nie widziałyśmy, co was sprowadza do Vvarden ?-spytała Heeyun -Z tego co wiem, powinniście być w stolicy.
I w tym momencie cały dobry nastrój zniknął, momentalnie spoważnieli i spojrzeli wzajemnie po sobie, jakby jeden próbował wymusić na drugim by coś powiedział. Czarnowłosy odchrząknął głośno.
-Jest coś, o czym powinnyście wiedzieć-zaczął D.O
Dawno nie widziały go tak poważnego, nawet gdy je trenował. -Coś się stało ?-Ivy spojrzała zaniepokojona. -Wczoraj patrolowaliśmy dzielnice Etheihan City i...-głos D.O minimalnie zadrżał zamilkł na chwile. Popatrzyły na niego z niedowierzaniem, D.O nigdy się nie jąkał. Blondynka dłużej nie wytrzymała.-I...co się stało? Co się stało na patrolu ?!-Amane niemal na nich wrzasnęła nie mogąc znieść tego napięcia.
-Kris nie żyje...-dokończył Kai
Dziewczyny zamarły w miejscu, czując ukłucie w sercu, a później nadchodzącą fale smutku.
***
6 dzień Wschodzącego Słońca 4E 021

Pogoda w stolicy była okropna. Chmury nigdy nie były tak czarne jak tego dnia, powietrze było ciężkie i nie do zniesienia, zerwała się istna wichura, kwestią czasu było aż zacznie się burza. Ale to przez nastroje E.X.O które miały duży wpływ na pogodę.
Dziewczyny dostały przepustkę na trzy dni by mogły uczestniczyć w pogrzebie. Przybyły wcześniej teleportując się razem z Kai'em i D.O by złożyć reszcie kondolencje. Zastały chłopaków w pokoju narad. Cieszyli się na ich widok ale byli zbyt załamani by się chociażby uśmiechnąć, zrozumiałe, w końcu stracili jednego z nich. Tao i Suho nie kryli łez, reszta była przygaszona. Gdy Jeanette dowiedziała się o śmierci Krisa, niemal całkowicie zamilkła.
Tego dnia wszyscy ubrani w czarne stroje żałobne zgromadzili się przy Instytucie Naukowym, ponieważ ludzi było za wiele by wszyscy pomieścili się w kaplicy. Plac przed Instytutem był ogromny, i tradycją było by każdego zasłużonego żołnierza, pożegnać właśnie tam. Stał tam pomnik, w kształcie ogromnego płomienia, gdzie po śmierci każdego zasłużonego członka formacji, pisano na nim jego imię.
Na pogrzeb Krisa przyszła nie tylko rodzina i przyjaciele, ale wszystkie najważniejsze formacje wojskowe Nibiru - z wyjątkiem Infinite którzy nie zdążyli wrócić z misji, oraz tysiące zwykłych cywilów. Plac był niemal całkowicie wypełniony. Wszystkie jednostki wojskowe ustawiły się w szyku i zasalutowały generałom którzy również pojawili się na pogrzebie.
Na wielkim przezroczystym ekranie nad Instytutem pojawiło się zdjęcie Krisa, czarno-białe. Na Nibiru czarno-białe zdjęcia oznaczały że osoba nie żyję. Wtedy zapadła absolutna cisza.
Na mównicę wszedł Suho pochylił się nad metalową kulą z przedłużeniem, do której miał mówić. Poprawił ją nieznacznie i upewnił się że będzie go słychać. Odchrząknął i spojrzał po zgromadzonych.
-Dziękuję wszystkim za przybycie, to wiele dla nas znaczy-Suho nie miał o dziwo naszykowanej kartki -Panie i Panowie, drodzy goście, czcigodna rodzino, zebraliśmy się tu by pożegnać drugiego lidera E.X.O niezastąpionego przyjaciela i ukochanego syna, Yifana Wu.-zrobił chwile przerwy by wziąć oddech -Odejście Krisa, to dla nas niewyobrażalna strata. Kris był nam wszystkim bliski już za czasów gdy byliśmy zwykłymi rekrutami. Na początku tak jak większość z nas był zagubiony, jednak odnalazł się szybciej niż ktokolwiek z nas. Wspierał nas przez te lata aż zostaliśmy jedną drużyną. Był człowiekiem upartym i wytrwałym, nigdy się nie poddawał, nie zakładał niepowodzenia i nie mówił, że nie podoła. Zawsze wyciągał pomocną dłoń z uśmiechem na ustach. Był odważny i nigdy nie zostawił towarzysza w potrzebie...Straciliśmy brata, ale pamięć o nim pozostanie w nas, w jego rodzinie i przyjaciołach. Pamięć o Krisie nigdy nie umrze. Niech go Avishael strzeże. Szacunek i honor!-tymi słowami Suho zakończył przemówienie. Odszedł od mównicy w momencie gdy zaczęło kropić i grzmieć z daleka. Wszystkie drużyny zasalutowały zdjęciu Krisa, mimo deszczu stali tak kilka minut w milczeniu i bezruchu.
W końcu jednak ludzie zaczęli się rozchodzić, najpierw cywile, potem formacje i przyjaciele. Najdłużej została tam najbliższa rodzina. W końcu i jego rodzice postanowili wrócić do domu. Matka zmarłego była cała we łzach, mąż objął ją silnym ramieniem i zaprowadził w stronę ich pojazdu. Młodszy brat Krisa - Darren postanowił dotrzymać tradycji i w nocy strzec trumny brata przed kremacją.
Dziewczyny zmierzały powoli w stronę grawi-auta. Deszcz i wiatr nie ruszał żadnej z nich. Miały w planach to samo co reszta, czyli utopić smutki w alkoholu.

 ***************************************
Ziemia: (Arin)

- Ukitake dlaczego nie jesteś z resztą?
Arin podniosła wzrok słysząc znajomy głos. Tuż przed parkową ławką na której siedziała intensywnie licząc źdźbła trawy stał Kuchiki Byakuya ubrany w cywilne ciuchy. Westchnęła cicho starając się nie okazać rozdrażnienia. Kapitan 6 oddziału był jedną z ostatnich osób na jej liście z którymi tego wieczoru chciała porozmawiać. Nie zamierzała mu się zwierzać ale wiedziała, że tak łatwo się go nie pozbędzie. Zerknęła na niego ukradkiem. Stwierdziła w myślach, że bez munduru jest o wiele bardziej przystojniejszy. Szybko tego pożałowała słysząc w swojej głowie głośny śmiech Shayrana. Po chwili na swoim ramieniu poczuła dotyk jego dłoni.
- Nie widzisz, że ona nie chce z tobą rozmawiać?
- Zawsze pojawiasz się nieproszony tam gdzie nie życzą sobie twojej obecności.
- Dziękuję mam to wspaniałe wyczucie chwili.
- Nie wątpię w to ale...
- Dosyć. Shayran dosyć, odejdź. - przerwała im nie chcąc by za bardzo się rozkręcili. Od czasu kiedy Kuchiki dogłębnie pokazał jej miejsce w szeregu, jej towarzysz starał się mu uprzykrzać życie przy każdej nadarzającej się okazji.
- Nie, nie zostawię cię z nim samej.
- Odejdź. - powtórzyła twardo.
- Jak sobie życzysz. Wystarczy, że mnie wezwiesz... - Niebieskowłosy mężczyzna ukłonił się mrużąc groźnie oczy i rozpływając się w powietrzu..
- Chwilami mam wrażenie że twój duch zanpakuto jest zbyt... realistyczny. Czasami mam ochotę udusić go gołymi rękami i zastanawiam się co by się stało gdyby udało się go zabić...
- On jest częścią mnie a ja jego. Żadne z nas nie może istnieć osobno.
- Jasne...Więc co się stało? Reszta kandydatów poszła... jak to nazwali... na pizzę i do kina.
- No nie wiem. Może to, że o mało nie wysadziłam podziemi sklepu w powietrze i nie spaliłam wszystkich żywcem?
- To nie twoja wina. To miejsce miało być odpowiednie do zdjęcia twojego limitu. Urahara musiał popełnić jakiś błąd w obliczeniach.
- Mogłam bardziej uważać. To ja popełniłam błąd biorąc udział w tym egzaminie.
- I tylko o to chodzi? Nie załamuj mnie.
- Ale...ale jeśli to się powtórzy? Bycie kapitanem to duża odpowiedzialność. Chyba za duża jak dla mnie. Wrócę do Seiretei i nadal będę twoim porucznikiem.
- Nie zgłaszałbym cię do testów jeśli nie wierzyłbym w ciebie. Rozumiesz? Nic się nie powtórzy. Przejdziesz specjalny trening, który do tej pory ukończył tylko jeden z nas a kiedyś może... Przestań się mazać i rusz się mam ochotę na filiżankę zielonej herbaty.
Zdziwiona jego słowami zdołała tylko pokiwać głową, po czym wstała posłusznie i ruszyła za nim pustą ulicą.

Kilka dni później:

Soul Society: (Arin)

Rozkaz stawienia się jak najszybciej w biurze pierwszej dywizji zastał ją na wewnętrznym placu treningowym swojego oddziału. Minął już prawie tydzień gdy zdecydowała się objąć stanowisko kapitana dziewiątej dywizji. Oprócz niej awans otrzymali Abarai Renji i Kurosaki Ichigo. Od tego czasu prawie nie miała czasu dla siebie i coraz bardziej zaczynała żałować podjętego wyboru. Akurat tego dnia wkońcu zabrała się za przegląd kart osobowo-płacowych i ustalenie nowej hierarchii. Razem z Hisagim zaplanowali kilka testów i pojedynków pomiędzy najlepszymi żołnierzami. Podczas oceniania indywidualnych umiejętności podwładnych doszły do niej słuchy o planowanym buncie. Gdy zapytała wprost o co chodzi, ludzie stanęli za jej porucznikiem twierdząc, że to nie jest miejsce dla niej. Postanowiła od razu to uciąć więc stoczyli między sobą pokazowy pojedynek, w trakcie którego udowodniła, że potrafi tak dobrze walczyć jak niejeden mężczyzna. Po otrzymaniu wezwania, testy kontynuował oficer tymczasowo posiadający trzecią rangę a oni jak najszybciej udali się do centrum Seiretei. Byli pewni, że w tej chwili odbywa się jedna z wielu zamkniętych narad dlatego też zdziwili się widząc czekającego na nich samotnego Sasakibe Chojiro. Mężczyzna gestem zaprosił ich do biura głównodowodzącego, które opuścili po półtorej godzinie udając się prosto w miejsce, gdzie otwierano portale pozwalające szybko dostać się na Ziemię. Czekał już tam na nich Kurotsuchi Mayuri.
- No wkońcu.... Ileż można.... - zaczął zrzędzić ciągle powtarzając jaki jest zapracowany.
- Kapitanie nie przesadzaj. - stwierdziła przyglądając się wrotom. Od dawna starała się trzymać od niego z daleka ponieważ ciągle się jej wydawało, że on zna jej tajemnicę.
- Ja przesadzam ja? Stańcie tam! Nemu zaczynaj! - rozkazał władczym tonem głosu. - Chwilę to potrwa to nie będzie zwykłe przejście...
- Nie podoba mi się to. - szepnęła do swojego towarzysza obserwując uważnie otwarcie portalu do innego świata. Jako smok wiedziała, że istnieją światy równoległe, inne planety ale nie przypuszczała, że kiedyś odwiedzi któryś z nich.
- Mi również... Nie ufam mu. - odpowiedział równie cicho.
- Co sądzisz? Ciekawe dlaczego trzymają to w tajemnicy? - zapytała odwracając głowę i chroniąc oczy przed gwałtownym rozbłyskiem światła. Shuuhei nie odpowiedział zafascynowany przyglądając się deszczowym chmurom, które dostrzegał po drugiej stronie. Nagle wzdrygnął się widząc obok siebie dowódcę oddziału technologicznego.
- Skończone. Oto przed sobą macie mój najnowszy wynalazek pozwalający na natychmiastowe przejście na Ziemię lub... gdzieś indziej... - oświadczył niezwykle zadowolony z efektów swojej pracy. - Wiecie co macie zrobić. Na wykonanie zadania macie dwie i pół godziny. Po tym czasie brama się automatycznie zamknie i będziecie musieli otworzyć ją sami. Nibiru znajduje się ciut dalej niż Ziemia więc może to być dla was małym problemem... No cóż ruszajcie. Tamci wiedzą, że się zjawicie. Nikt nie będzie wam przeszkadzał. Powodzenia.
Pokiwali w milczeniu głowami. W końcu Arin nie mogąc znieść tego niezdecydowania wzięła głęboki wdech, zamknęła oczy i przeszła na drugą stronę pojawiając się pośrodku burzowych chmur wysoko nad planetą.

Nibiru, Etheihan City: (Arin)

Dała znak Hisagiemu, że nic jej nie jest. Rozglądnęła się wyczuwając sporą ilość duchowej energii należącej do zmarłych dusz oraz do stworów, które się nimi żywiły. Rozdzielili się rzucając się w wir pracy bogów śmierci. Żaden z shinigami nigdy nie był na Nibiru więc mieli naprawdę dużo roboty. Arin wykorzystywała Piekielne Motyle do odnajdywania kolejnych dusz. Tak trafiła do kaplicy znajdującej się przy Instytucie Naukowym, gdzie czuwał Darren przy ciele zmarłego, starszego brata. Wysłała przodem owady, które pojawiły się nagle w środku pomieszczenia i zdały jej raport. Po chwili zjawiła się zgrabnie zeskakując na posadzkę i wprawiając w popłoch zmarłego Krisa, który cofnął się przed nią aż pod ścianę. Zerknęła na chłopaka czuwającego przy zwłokach ale pomyślała, że on przecież nie może jej zobaczyć. Była tak skupiona na przeprowadzeniu rytuału, że nie zauważyła tego, iż była przez niego obserwowana od chwili gdy pojawiła się wysoko w świątynnym oknie.
- Na wszystkich bogów kim jesteś?
- Nie obawiaj się mnie. Przybyłam przeprowadzić cię tam gdzie będziesz bezpieczny. Twój czas na Nibiru się zakończył.... - stwierdziła wyciągając katanę z pochwy.
- Nie podchodź! Kim ty jesteś? - Kris powtórzył pytanie nadal cofając się przed nią. - Jesteś wysłannikiem Avishaela? Zabierzesz mnie do krainy śmierci?
- Jestem shinigami Ukitake Arin, kapitan dziewiątego oddziału, Trzynastu Oddziałów Obronnych Seiretei. Przybyłam aby przeprowadzić cię do Soul Society, twojego nowego domu, gdzie już nigdy nie będziesz cierpiał.
- Wiem, że nie żyję ale... nie mogę, nie mogę opuścić brata i rodziców.... A moi przyjaciele? Co z nimi?
- Niestety twój czas tutaj się zakończył. - cierpliwie powtórzyła pamiętając, że zapewne jest nadal w ciężkim szoku po swojej śmierci. - Musisz o nich zapomnieć. Twoje odejście zapewni im ukojenie.
Zrobiła kilka kroków w jego kierunku ale nagle z miejsca przy katafalku poderwał się Darren zastępując jej drogę.
- O nie. Nie wiem kim lub czym ty jesteś ale nie pozwolę ci się zbliżyć do mojego brata!
- No nie... - warknęła zatrzymując się. - Jakim cudem...? Nie powinieneś nas dostrzegać.
- Już od dawna widzę duchy i potrafię się z nimi komunikować. I nie pozwolę ci go zabrać. Nie stracę brata po raz drugi.
- Nic nie rozumiesz to mój obowiązek.
- Nic mnie to nie obchodzi. Jakoś do tej pory, zmarli żyli wśród nas i wszystko było w porządku!
- Rozumiem twoje wzburzenie ale nie pozwolę mu tutaj zostać... - mówiąc to nagle zniknęła. Pojawiła się tuż przy nim i spróbowała go ominąć. Jednakże Darren zdołał chwycić ją za dłoń i odepchnąć tak, że się poślizgnęła i upadła upuszczając katanę, która z brzękiem potoczyła się po posadzkę. Zdziwił się przy tym ponieważ sądził, że tak jak Kris jest bytem niematerialnym. Widząc, że jest uzbrojona postanowił ją zaatakować ale na jego drodze pojawił się Shayran.
- Jak śmiesz dotykać moją panią. - Niebieskowłosy mężczyzna bez dłuższych ceregieli unieruchomił go w żelaznym uchwycie tak, że tamten nie mógł się poruszyć. - Patrz i ucz się.
Rudowłosa wstała otrzepując ubranie i podeszła do Krisa. Darren widząc to próbował się uwolnić ale nie miał na to żadnych szans. Po chwili było już po wszystkim. Dusza chłopaka zamieniła się w dużego czarnego motyla, który trzepocząc skrzydełkami wzbił się w powietrze i po chwili zniknął lecąc w kierunku księżyca.
-To koniec.
- Zabiję cię! Możesz być samą służką Avishaela ale zabiję cię! Oddaj mi brata! - Darren krzyczał szaleńczo się szarpiąc.
- Shayran zaczyna mnie boleć głowa... - westchnęła.
- Już się robi. - jej towarzysz nacisnął punkt na ciele chłopaka a po chwili ten się uspokoił i stracił przytomność osuwając się na zimną podłogę świątyni.
- Kto to? - zapytał Hisagi Shuuhei pojawiając się z nienacka pomiędzy nimi.
- Nikt ważny. - odpowiedziała. - Skończyłeś?
- Tak.
- Więc wracajmy. Za kilka minut Kurotsuchi zamknie nasze przejście.

***
Nibiru, Etheihan City: (ShaShi)

Derabor. Idealne miejsce na wylewanie łez i picie na umór. Mały, zadbany, nowocześnie wyglądający lokal. Drewniana podłoga i sufit, lekko zakrzywione krzesła, wielkie szyby przez które doskonale widać było ulice, zwykły bar w stolicy. Dziewczyny siedziały przy drewnianej ladzie, raz po raz przechylając kieliszki z czarnym trunkiem. Na przezroczystym ekranie telewizora akurat leciały wiadomości, oczywiście mówiono o śmierci Krisa, oraz o braku jakichkolwiek śladów zabójcy.
-Przełącz pan to-warknęła Ivy, wypijając kieliszek cierpkiego czarnego alkoholu.
-Co ? Nie w humorze ?-spytał barman wycierając blat gdzie przed chwilą lekko wstawiona Amane wylała zawartość kieliszka.
-Też byś nie był, gdyby zabili Ci przyjaciela-głos Jeanette był tak grobowy że Sky siedząca przy niej dostała dreszczy. -Okej okej rozumiem-mężczyzna spojrzał przepraszająco.
-Jeszcze dwie butelki, Rick-poprosiła Heeyun.
-Już się robi-powiedział i położył przed nimi dwie butelki z czarnym alkoholem o nazwie "Angelic Biterness" potocznie zwanego po prostu "Angel".
-Nie mogę uwierzyć że Kris nie żyje-powiedziała Heeyun przerywając tym samym niezręczną ciszę i przechylając kolejny kieliszek. -Niedawno robiłyśmy z nim misję w Coidion w Zachodnim Nibiru, cieszył się że widzi rodzinne strony-dodała Ivy.
-Mnie za to ciekawi co się stało-westchnęła Sky
-A ja chce go pomścić-powiedziała Jeanette i niemal zgniotła w dłoni kieliszek.
-Może to Ares-powiedziała i wbiła wzrok w pusty kieliszek, Heeyun wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia. -Uciekł prawie 12 lat temu z Crowhaven, od tego czasu wszyscy są postawieni w ciągłej gotowości-dodała.
-Ares ? Niemożliwe -Zgadzam się, Kris dałby mu popalić.
-Myśl trzeźwo Jeanette. To były członek Inhumans wybił większość swoich. Porozbijał ich jak pionki na szachownicy-stwierdziła Heeyun. Skyberry lekko się skrzywiła na to co powiedziała.
-No nie wiem, jakoś nie mogę w to uwierzyć
-Sky ma rację. On ma skale międzynarodowego przestępcy. Pamiętacie co zrobił z Excaliburem ? Przeżyła tylko trójka z 15 osobowego składu-powiedziała Amane.
-Taa...-Sky się na chwile zamyśliła nad słowami blondynki. -No nic, zmieńmy temat.
-Lepiej się napijmy-powiedziała liderka a Amane polała dziewczynom przy okazji wylewając część trunku na blat. -Amane co Ty wyprawiasz ?! -Ty już nie pijesz-Ivy parsknęła śmiechem.
-Eeeeej...no nie moja wina że te kieliszki się dwoją-powiedziała blondynka na której policzkach widniały już delikatne różowe rumieńce.
Znowu opróżniły kieliszki. Sky spojrzała na zegar nad barem, wskazywał on 20:43.
-Muszę iść, jem dzisiaj kolację z rodzicami-powiedziała wstając z barowego stołka i zakładając ciemną kurtkę na siebie.
-Już, tak wcześnie ? -Zostań jeszcze chwile
-Nie mogę. Dom moich rodziców jest po drugiej stronie miasta a nie chce żeby znowu mówili, że znowu się spóźniam, a Hyosung jest zawsze punktualnie bla bla bla bla bla...-wywróciła oczyma, udając swoich rodziców.
-No dobrze, nie spóźnij się na kremacje. O 11:00-przypomniała jej Ivy.
-Wolałabym to ominąć ale skoro trzeba. Do jutra-pożegnała się z nimi. Dziewczyny pożegnały ją i zostały w barze dalej pić. Gdy Sky wyszła na ulice ciągle padało, ludzie chodzili pod specjalnymi parasolami, odpornymi na deszcze, kwaśne deszcze i pioruny. Chodnik był już cały mokry, na szczęście pod barem stało jej grawi-auto.
Wsiadła szybko do środka. Jako że piła ustawiła autopilota pod dom jej rodziców. Pojazd uruchomił kółka anty grawitacyjne, włączył światła i ruszył.
Jadąc obserwowała wysokie budynki stolicy, bujną zieleń która została, mimo tej całej nowoczesności. Wszędzie migotały kolorowe światełka, które wręcz usypiały.
***
Podjechała pod znany jej adres. Pojazd zaparkował na podjeździe prywatnej posesji rodziny Cho. Wysiadła z samochodu, ale zaraz zaatakował ją jej ukochany psiak przypominający szczeniaka rasy boo. -Hayangi! Moje kochane mięciutkie 3 kg szczęścia- wzięła szczekającego pieska na ręce i pobiegła do drzwi wejściowych. Wstukała swój kod i drzwi się otworzyły.
-Jestem!-krzyknęła drzwi się za nią zamknęły a ona puściła Hayangi przodem, który ślizgając się po płytkach pobiegł do dużego pokoju. Przedpokój był mały cały w lustrach nad nimi wisiały lampy eterowe, lustra na pilota pokazywały dowolny wystrój wnętrza.
Zaraz po tym jak pies zniknął, pojawiła się ich gosposia-robot, Gyuri.
-Witam panienkę, mogę wziąć płaszcz ?-spytała wyciągając mechaniczną rękę -Dziękuję Gyuri-podała jej kurtkę i zdjęła buty. -Są rodzice ?-spytała gdyż nie słyszała nic poza szczekaniem psa. -Czekają na panią.-wskazała jej drogę do salonu.
Salon był duży w jasnych kolorach, z nowoczesnymi meblami i sprzętem elektronicznym. Na kanapie siedział jej ojciec czytając gazetę. Ciemnowłosy o brązowych oczach, twarz ciągle przystojna chociaż już pojawiło się na niej kilka zmarszczek. Były członek Excalibura. Mogła być dumna z takiego ojca, zresztą była.
Za chwile z kuchni wyszła jej matka, niewiele młodsza od ojca, ciągle piękna. To po niej odziedziczyła cały wygląd. Była członkini Inhumans. Pozazdrościć rodziców. Za nią wybiegła rozszczekana kulka futra, która uspokoiła się dopiero gdy dostała kość. Mały terrorysta.
-Hyorin!-matka w pierwszym odruchu ją mocno przytuliła. Dawno się nie widzieli bo nie mogła dostać przepustki. Uśmiechnęła się szeroko -Szacunek i honor
-Szacunek i honor, siadaj zaraz będzie kolacja-powiedziała jej matka. Uściskała mocno ojca. -A gdzie Hyosung ?
-Niedługo będzie, właściwie już powinna być-powiedziała głośno jej matka z kuchni.
-To chyba jej pierwsze spóźnienie w życiu...
-To co ją zatrzymało to na pewno coś ważnego-powiedział jej ojciec zza gazety.
Nagle usłyszeli trzaśnięcie drzwi wejściowych. -Jestem!-usłyszała głos siostry -Cudownie-niezadowolona wcisnęła się głębiej w kanapę. Chwile potem liderka SilverHawks weszła do salonie a za nią Gyuri. -Szacunek i honor tato -Szacunek i honor córciu -Hyosung! Co tak długo ?!-matka ją objęła -Martwiliśmy się, nigdy się nie spóźniasz.-powiedziała jej matka -Przepraszam, zasiedzieliśmy się z E.X.O. Cześć Berry-uśmiechnęła się do siostry, ta odpowiedziała jej półuśmiechem.
-Dobra siadajmy bo jestem głodny.-zarządził ojciec. -Pomóc Ci z czymś mamo ?-spytała Hyosung -Nie dziękuję skarbie, Gyuri się wszystkim zajęła.
Kilka chwil potem siedzieli już przy stole a Gyuri przynosiła jedzenie, przyniosła też dwie butelki Angelic Biterness ale po dzisiejszym Skyberry wystarczało.
Rozmawiali o pogrzebie, o ich służbach w wojsku, omawiali sprawę Krisa, tak jak i reszta zastanawiali się kto za tym stoi. Skyberry chciała podzielić się swoją teorią ale nie mogła. W ich domu nie wymawiało się imienia Ares, więc temat bardzo szybko ucichł. Zmienili temat ze względu na ojca. Ojciec ciekaw wypytywał Hyosung o jej misje, w końcu SilverHawks nie mieli byle jakich zadań, wspominał przy tym swoją służbę. Skyberry dłubała pałeczkami w jedzeniu udając zainteresowanie, w końcu jej matka zapytała ją co u niej słychać. -Po staremu mamo, nie mam tak interesujących misji jak Hyosung bo ciągle zabijam tylko Wężowniki. No i służba nie drużba, nie mam czasu dla siebie-westchnęła ciężko
-Postaraj się o coś ciekawszego-stwierdził jej ojciec przełykając kawałek mięsa.
-Jak tato ? Sam mówiłeś że z wojskowymi się nie dyskutuje.
-Możesz w drodze wyjątku wyjść z inicjatywą, ja tak zrobiłem.-powiedział dumnie
-Tak a potem o mało co Cię nie zabili jak byłeś w Leilari na Koor'Nemir-wtrąciła jej mama.
-Oj tam ważne że wyrwałem się z nudnych patroli
-Nie słuchajcie go, potem dwa tygodnie dygotał jak galareta-powiedziała a dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.
-Wcale nie!
-Nie nie no skąd szkoda tylko że Welch opowiadał to chyba tysiące razy. Kiwałeś się w przód i w tył trzymając za nogi i wyglądałeś jakby Cię z piekła wyciągnęli.
-Welch wtedy rzadko bywał trzeźwy, może mówił o sobie?
-On nawet jak był pijany nie wpadał na tak głupie pomysły jak Ty.
-To mało go znasz, jeśli chcecie opowiem wam kilka historyjek
-To opowiedz im jak wsadziłeś głowę w paszcze "martwego" Wężownika i chciałeś by zrobili Ci zdjęcie a Wężownik nagle ożył-powiedziała rozbawiona matka dziewczyn, które zaczęły się głośno śmiać.
-To akurat był zakład który wygrałem
-Nie wiem skąd Ty brałeś takie durne pomysły i zakłady...-westchnęła ich matka.
-Mam duża wyobraźnię.
Wywróciła oczami i westchnęła. Dziewczyny słuchały opowieści ich ojca i docinków jego matki, na chwile zapominając o smutku po stracie Krisa. Noc miały spędzić w swoich pokojach. Skyberry westchnęła szczęśliwa widząc swój pokój. Miał coś w stylu fototapety, biurko, sporą szafę, duże łóżko, półkę nocną holomputer, gry, i zabawki. Wyglądał tak jak za dnia gdy musiała wyjechać na trening gdy dowiedziała się o swoich mocach. Poszła natychmiast do małej łazienki. Umyła się pod prysznicem sonicznym zamiast pasty do zębów mieli mgiełkę która samoistnie czyściła usta rozczesała włosy ubrała piżamę i zasnęła snem bez snów.
Pierwsze co usłyszała to trzaśnięcie drzwi wyjściowych. Było jej tak ciepło i miło że nie chciała wstawać, po upływie 10 minut leniwie otworzyła oczy i spostrzegła 10:26 na zegarze.
Krzykiem spłoszyła ptaki na dachu domu. Zaczęła biegać po całym domu szykując się -Gdzie ta cholerna bluzka ?!-wpadła na Gyuri -Zje panienka...? -Nie mogę jestem spóźniona, pa Gyuri!-rzuciła zakładając buty i wybiegła z domu.
Na kremacji zjawiła się o 11:05.  Na szczęście ledwie przed chwilą zaczęli. -Przepraszam przepraszam...-przeciskała się przez tłum by dotrzeć do swojej drużyny. Część ludzi patrzyła się na nią krzywiąc.
-Spóźniłaś się-powiedziała Ivy oskarżycielskim szeptem.
-Myślałam że Gyuri mnie obudzi...
-Przynajmniej zrobiłaś wielkie wejście
-Wejścia Smoka to moja specjalność-powiedziała. Najpierw pokazywano filmy i zdjęcia z udziałem Krisa, a potem wszedł kapłan nałożył na szyję Krisa specjalny amulet, zapalił kadzidła zaczął coś mówić w Staro Nibiryjskim po czym pod stos pogrzebowy Krisa podłożono ogień.
Jakiś czas później postawiono urnę na cmentarzu Zasłużonych z napisem "Kris Wu. Ur. 6 Dzień Zachodzącego Słońca 3E 997. Zm. 4 Dzień Wschodzącego Słońca, 4E 021. Drugi Lider E.X.O"
Złożono mu ostatni hołd, po czym wszyscy zaczęli się rozchodzić. Rodzina spytała Darrena czy wszystko dobrze bo zachowywał się dziwnie, on odparł że wszystko w porządku, wpatrzył się jedynie w nagrobek i zacisnął pięści.
Dziewczyny stały koło cmentarza w grobowych nastrojach. -Dzisiaj wracamy do Vvarden, punktualnie o północy na lądowisku-przypomniała Heeyun.
-Szkoda ze musimy wracać
-Niestety, służba nie drużba, cieszę się że chociaż przez chwilę byłyśmy w domu -Kto był ten był-mruknęła Amane, jej rodzinnym miastem w końcu było Jereallan -Właśnie-przytaknęła jej Jeanette, która była z Wyspy Doari. -DOBRA, chociaż byłyśmy w stolicy. Zadowolone ?-poprawiła się Skyberry. Przez cały dzień spacerowały po stolicy która robiła się coraz bardziej okazała z roku na rok. Około 4 nad ranem znalazły się odrzutowcem w  Vvarden, gdzie Generał Kyudong Cho - wuj Skyberry, wezwał ich na naradę. Dowiedziały się też ciekawej rzeczy, otóż brat Krisa - Darren, rozpoczął przyśpieszony trening do formacji wojskowych Nibiru.
***
Nie zabijacie błagam, ja też uwielbiam Krisa, ale musiałam! ;C Mam nadzieje że mi to wybaczycie. Następne opowiadanie wkrótce :)