Witamy w Nyrii
9 dzień Pierwszych Siewów 4E 021 (ShaShi)
-Wooody!-wysapała Amane wachlując się. Ubrana była w strój chroniący przed słońcem i upałem ale najwidoczniej ta ostatnia opcja się popsuła. Jechali pojazdem opancerzonym, który był przystosowany do burz piaskowych i pustynnego klimatu ale niestety nie było w nim klimatyzacji, co sprawiało że czuli się jak jajka na patelni. Archeolodzy nie mogąc czekać na nich wyruszyli znacznie wcześniej z terenu Asoremmy, więc jedyne co im pozostało to dogonić ich. Za małym okienkiem nie było widać nic poza piaskiem i wydmami. Nawet miernik temperatur się popsuł. Czasem zastanawiali się jak można żyć na kontynentach takich jak Arari czy Koor'Nemir, które słynęły z niesamowitego gorąca.
-Masz tylko nie wypij wszystkiego.-Ivy podała blondynce butelkę z zimna woda, którą dziewczyna chwyciła i od razu zaczęła łapczywie pić.
-Ale wy marudzicie-stwierdziła Sky chociaż sama czuła jakby zaraz miała wypocić duszę. Na dodatek tym razem to ona prowadziła pojazd pustynny. W sumie teraz była kolej Jeanette ale ta była jakaś dziwnie zamyślona i nieobecna, na dodatek szczerzyła się sama do siebie jak głupia. Po chwili dało się usłyszeć jak Ivy drze się na Amane i zabiera jej butelkę z wodą.
-Może nie wszystko co ? Miało być po łyku!
-No łyk to łyk...
-Coś za duży ten łyk... -Wypiła prawie wszystko liderze-powiedziała niezadowolona potrząsając delikatnie butelką.
-Amane musimy oszczędzać wodę-przypomniała jej Heeyun.
-Szkoda że nie ma tu Suho...albo Xiumina, zrobiliby tutaj basem-powiedziała Amane od czego zrobiło jej się chłodniej.
-Mnie by wystarczył brodzik-stwierdziła Sky, Jeanette nie mogąc ich słuchać zaczęła sprawdzać czy holomputer sie nie przegrzewa.
-Ja tam od razu wole basen.
- A ja to i zmrożone drinki
-Nie mogę was słuchać
-Miło że sprowadzacie Xiumina i Suho do roli chłodziarki i darmowego natrysku-mruknęła.
-Oj wiesz że to tylko żarty...już się boczysz, nie ma z Tobą zabawy Sky-stwierdziła Ivy.
-Wcale się nie boczę-odpowiedziała.
-Oj dobrze wiesz że Berry nie lubi gdy ktoś tak mówi o Minnie'm-powiedziała z przekąsem Jeanette -Sugerujesz coś ?
-Nie nic-powiedziała i wróciła do kontroli temperatury holomputera.
-Dobra!-powiedziała niespodziewanie Heeyun czym zaskoczyła resztę. - Po misji robimy sobie basenową imprezę!-zarządziła.
-Huraaa!
-Ave Heeyun!
-No to kończmy misję!
-Jeszcze jej nawet nie zaczęliśmy...- Heeyun przygasiła ich dobry humor, nagle usłyszeli dziwnie chrobotanie -Słyszycie to ?-spytała Ivy
-Tak-mruknęła niezadowolona Sky
-Co to ?
-To nasz silnik...-ich pojazd się zatrzymał. Stanęli gdzieś na środku pustyni na horyzoncie nie było widać żadnego miasta, oazy, nic. Musieli wysiąść z ich pojazdu
-Co się stało? -Holomputer lekko się przegrzał... -mruknęła Jeanette. -I przez niego nawalił silnik-stwierdziła Skyberry gdy uniosła klapę w górę, a z silnika aż parowało. Skyberry podrapała się z tyłu głowy
-Musimy poczekać aż ostygnie...
-Ale jesteśmy na środku pustyni!-stwierdziła z wrzaskiem Jeanette
-Wiem przecież!-odkrzyknęła jej Skyberry myśląc jak tu schłodzić silnik i holomputer. Wtedy do akcji wkroczył Darren. Miał ze sobą najnowszy wynalazek Instytutu Naukowego tzn "Przenośna Jerra" czyli lód w spreju.
-Teraz lekko schłodzimy silnik i...-zamilkł gdy zauważył że doszczętnie zamroził silnik oraz elektronikę.
Skyberry spojrzała na niego z mordem w oczach i wydarła się na niego tak że gdyby to było możliwe, słychać by ją było w samej stolicy Arari.
***
2 godziny później
W tym czasie przy okropnym upale wszystko się powoli się rozmrażało. Z kolei członkowie ShaShi wyglądali jakby byli na skraju udaru. Panowała między nimi cisza bo woda która była w manierce dziwnym trafem zniknęła. Gdy Darren zaczął narzekać na gorąco zirytowana Ivy poradziła mu by sobie silnik polizał póki jest skuty lodem, S6kyberry opieprzyła ją ale przy takim upale każdy robił się nerwowy. W czasie bycia rekrutami każdy z nich - prócz Darrena, był chociaż przez miesiąc na Arari lub Koor'Nemir, by przystosował się do każdego klimatu. Jednakże najbardziej były przyzwyczajone do klimatu popielnego który był znacznie znośniejszy.
Mieli też inny, mały problem ponieważ dziewczyny zaczynały wariować z pragnienia i upału. W którymś momencie Ivy stanęła jak wryta koło pojazdu i zamrugała parokrotnie. Zauważyła przed sobą oazę, ale nie taką zwykłą oazę. Dziewczyna zauważyła oazę ze składem bomb dalekiego zasięgu uformowane w wielkie palmy, natomiast Sky zauważyła oazę z nowiusieńkim lśniącym w słońcu etertechem odpornym na wszelkie temperatury, zanieczyszczenia i inne.
-Ivy czy Ty widzisz to co ja ?
-O ile Twoim marzeniem są bomby...
Obie popatrzyły po sobie, ucieszyły się jak idiotki i zaczęły biec w stronę "oazy".
-Nie stójcie! To miraż!-Amane pobiegła za nimi. Dziewczyny darły się jak głupie, podskakiwały biegnąc drąc się że są uratowani.
-Zwariowały...zupełnie zwariowały...-mruknęła Jeanette do Heeyun siedzącej w pojeździe i wachlującej się.
Gdy dziewczyny dobiegły w tamto miejsce Skyberry wpadła na pomysł
-Na trzy skaczemy na główkę!
-Dobra!
-To będzie dobre...-powiedziała Jeanette szczerząc się, za nimi biegła ledwie żywa Amane chcąca je powstrzymać.
Niestety nie zdążyła. W momencie uderzenia głowami w piasek, rajska wizja przepadła pozostawiając tylko rozgoryczenie, ból głowy, i piach w zębach.
***
-Dobra może jakoś dojedziemy tam w jednym kawałku bez obelg i pchania tego ustrojstwa przez pustynię-mruknęła Skyberry gdy ich pojazd wreszcie odpalił i mogli ruszyć dalej przez pustynię.
-Nie kracz
-Jak się popsuje ja nie będę tego pchać-stwierdziła Ivy przykładając sobie puszkę "Przenośnej Jerry" do głowy.
-Było nie dawać nura w piach-stwierdziła Jeanette widocznie rozbawiona, z resztą nie tylko ona. Po chwili cały pojazd trzeszczał ze śmiechu, po tym co dokonały dziewczyny. Przestali dopiero, gdy Ivy wyciągnęła zza pasa dwie bomby soniczne.
Na horyzoncie zauważyli już Nyrię - ogromną stolicę Arari nazywaną Skarbem Pustyni. Jednak często dotykały ów "skarb" problemy w postaci braku pożywienia czy wody, na dodatek na wypadek wojny nie mieli zbyt dobrego uzbrojenia, mimo że pod względem ludności Nyria była bardzo zaludniona. Głównym symbolem miasta była piramida z postacią Echeny bogini miłości widzianą już z daleka.
-Wow...-wydusiła zachwycona Jeanette.
Nyria za pierwszym razem robiła wrażenie na każdym, nawet zapomnieli o panującym, wszechobecnym, morderczym upale. Zatrzymali się kilka metrów przed główną bramą.
-Co robisz Sky ?
-W Nyrii takie pojazdy nie mogą jeździć po ulicach.-powiedziała odpinając pas.
-Okej, to trzeba się zameldować w tutejszym garnizonie-powiedziała Heeyun wysiadając z pojazdu a za nią reszta.
-Tutaj jest jakoś mniej gorąco-powiedziała Ivy.
-To przez mury miasta, ich minerały oddziaływują odwrotnie na środowisko, czyli za dnia chłodzą w nocy grzeją-powiedziała Heeyun.
-Bajer-powiedziała Sky. Garnizon był niedaleko murów miasta, pokazali swoje przepustki strażnikowi i wpuścił ich bez problemu, zaprowadził ich od razu do dr. Mishy.
Misha i Heeyun dobrze się znały jeszcze z czasów SilverHawks. Grupka dostała od niej szczegółowe dane o położeniu świątyni, o całym terenie wokół Nyrii oraz przydział jedzenia i wody.
Jednak czas ich gonił i nie mieli nawet chwili by dłużej porozmawiać z dr. Mishą, Heeyun jedynie mogła obiecać że przy najbliższej okazji ją odwiedzi i podyskutują nt flory i fauny Nibiru.
-A tak liczyłam na dłuższy postój-narzekała Jeanette, gdy byli już w drodze do świątyni Muoashale. -Podobno tutejsza dzielnica rozrywki jest jedna z lepszych-dodała po chwili
-Później-mruknęła Heeyun -Podkręcamy tempo-rozkazała.
-Tak jest!-odpowiedziała Sky i wcisnęła gaz do dechy tak że wcisnęło ich wszystkich w tył pojazdu. Z widoku trzeciej osoby wyglądali jak niezidentyfikowane "coś" który robi mini burzę piaskową.
Darren wylądował na Heeyun ponieważ zapomniał wcześniej zapiąć pasy.
-Przepraszam-mruknął prawie odskakując od niej.
-Nie szkodzi...Sky! Zwoje mózgowe Ci się przegrzały od tego upału!? Zwolnij!-wrzasnęła Heeyun
-No dobra!-powiedziała i tak gwałtownie zahamowała że wszyscy znaleźli się na przedniej szybie pojazdu.
-Zaraz cie zabije!-Darren wylądował tym razem na Jeanette która była z tego niezmiernie zadowolona, wymamrotał przeprosiny i zajął swoje miejsce
-Szybciej ale staraj się nas nie pozabijać...
-Ay ay kapitanie-powiedziała i nieznacznie przyśpieszyła. Teren wykopalisk znajdował się jakieś 15 kilometrów od Nyrii.
-Wiedzieliście że ta świątynia Muoashale była kiedyś częścią Nyrii ? Wcześniejsza Nyria nazywała się Kuanshan i zajmowała teren według legendy od horyzontu do horyzontu, a obecne miasto to zaledwie kawałek który przetrwał Wielką Wojnę.-przeczytała Ivy.
-To legendy żadne miasto nie może być tak duże prawda? -Ja tam nie wiem istnieje wiele różnych podań sprzed Wielkiej Wojny które dziś wydają nam się niemożliwe do zrealizowania...
-Zapomniałyście o Kogoruhn-powiedziała Jeanette. Kogoruhn dosłownie znaczyło Niezłomne Miasto mieściło się ono na kontynencie Jerra w Północnym Nibiru. Było to jedyne miasto które przetrwało oblężenie podczas Wielkiej Wojny. Miało mur niemal sięgający nieba, całe zrobione z kamienia, idealnie przygotowane na czas niepokojów. Ale nigdy tam nie były ponieważ mieli własne wojsko.
-Fakt przepraszam ale i tak wątpię by Nyria kiedyś była tak dużym miastem-powiedziała Heeyun -Może kiedyś wynajdą maszynę do podróżny w czasie i się przekonamy.
-Przydałaby się, o ile nie wpadłaby w niepowołane ręce-stwierdziła Amane -Jesteśmy na miejscu-powiedziała Sky i za pustynnym wzniesieniem znaleźli ogromny obóz archeologów oraz kamienną świątynię z boginią Echeną która była miejscami popękana lub brakowało jej jakiegoś kawałka. Odkopane zostało wejście do świątyni i część posągów.
***
Zatrzymali się na wysokiej wydmie skąd mieli idealny widok na obóz, przez chwile obserwowali otoczenie a potem zjechali do obozu archeologów i zatrzymali się przed głównym namiotem wyszedł do nich kierownik wyprawy. Gdy opuścili samochód uderzyło w nich potworne gorąco żar lał się z nieba ale widocznie archeologom to nie przeszkadzało
-Witam witam, nazywam się Profesor Abero wy to pewnie Formacja Shashi, czekaliśmy na was.-przywitał ich ciepło -Zapraszam do namiotu, o tej porze nie sposób wytrzymać.
-Szybko zaraz się rozpłynę-szepnęła Ivy. Ku ich zaskoczeniu, w namiocie było przyjemnie chłodno. Nie wiedzieli czemu dopiero po chwili zauważyli że w środku jest trochę kamieni ze świątyni, które mają to samo zastosowanie co te w Nyrii.
Od razu odczuli ulgę gdy tam weszli. Profesor Abero nalał im wody z dzbanka i zaczął swoją opowieść:
-Świątynie Muoashale odkryliśmy niecałe 3 miesiące temu. Jednak do tej pory nie potrafimy stwierdzić jak jest wielka. - podszedł do mapy na drewnianym stole gdzie zaznaczone było miejsce wykopalisk, Nyria oraz inne miejsce o wiele dalej od ich obozu. -Tu gdzie się znajdujemy jest Nuamishe czyli Północne Wejście z kolei jakieś 5 kilometrów dalej odkopaliśmy Jiamishe czyli Zachodnie Wejście, jednak jest w znacznie gorszym stanie niż to przy którym my jesteśmy.
Wszyscy słuchając uważnie skupili się wokół mapy rozłożonej na stole profesor.
-Będziemy musieli się rozdzielić-Heeyun analizowała sytuacje.
-Jutro ma przyjechać nowa maszyna do odkopywania i postaramy się odkopać przynajmniej całą północną część. Przypilnujcie do tego czasu terenu wykopalisk a gdy wejście będzie całkowicie odkopane, chcę byście towarzyszyli archeologom jako ochrona.- powiedział ciemnoskóry profesor
-Czemu ? to tylko świątynia, na dodatek świątynia bogini miłości. To tylko jakiś grobowiec, nie czyhają tam chyba żadne niebezpieczeństwa. - wtrąciła Jeanette.
-Teoretycznie nie, ale praktycznie dawny lud Kuanshan chcąc chronić swoją własność przed nieproszonymi gośćmi, ustawiał pułapki nawet w świątyniach, poza tym zawsze może się coś zawalić a z waszą bronią wydostanie się będzie łatwiejsze. - powiedział i wszyscy się z nim zgodzili. -Jeśli to nie problem, chciałbym by ktoś przeszukał jeszcze Zachodnie Wejście, i obstawił je by nikt poza nami tam nie wszedł.
-Nie ma z tym żadnego problemu. Sky i Ivy wy się tym zajmiecie my przygotujemy na jutro sprzęt wszystko musi działać perfekcyjnie.
-Tak jest! - odpowiedziały zgodnie.
-Świetnie, wprowadzę was w resztę szczegółów. Nedim!-zawołał kogoś i do namiotu wszedł ciemnoskóry mężczyzna ubrany w strój, który chronił całe ciało przed słońcem, ale widząc jak ten strój wygląda, i ile musi mieć warstw, dziewczynom i Darren'owi zrobiło się na powrót gorąco. - To Nedim mój wspólnik, gdyby mnie nie było w pobliżu on się wszystkim zajmie. Niestety ale czasami muszę wyjeżdżać do Nyrii, ale staram się szybko wracać. - powiedział a wspomniany mężczyzna się ukłonił
-Gdy zrobi się chłodniej pokaże wam teren wykopalisk-powiedział. Wyglądał na niezwykle opanowanego i miał ciężki basowy głos.
-Dobrze, mam nadzieje że będzie nam się dobrze współpracowało.
Następnie zaproszono ich na lekki posiłek, jednak nie byli specjalnie głodni. Na pustyni nie jadło się zbyt wiele, to woda była ważniejsza. Zostali zaprowadzeni do ich namiotu gdzie już było goręcej, i przeczekali aż zrobi się chłodniej.
Profesor Abero i Nedim pokazali im co gdzie jest i jak pracują. Pokazali które sektory wypadałoby zabezpieczyć. Widzieli po minach niektórych archeologów że nie cieszą się z ich wizyty tutaj bo najzwyczajniej w świecie, im przeszkadzali, jednak musieli wykonać swoją pracę.
Heeyun wydała odpowiednie polecenia i się rozdzielili. Na miejscu w obozie rozłożyli się ze sprzętem po kolei sprawdzając wszystko. Mieli przez całą noc strzec terenu wykopalisk i mieli się zmieniać by mogli pracować w dzień i nocy. Pierwszą warte przy Północnym Wejściu objął Darren z Jeanette, a na Zachodnim znalazła się Amane i Ivy. Jeanette była niesamowicie z tego zadowolona, na początku denerwował ją jako młody szczyl, który tylko zawadza, ale zauważyła że ma całkiem sporo z Krisa, za którym tęskniła, dlatego chciała być bliżej niego.
-Zimno prawda ?-zadrżała i chciała jakoś zacząć rozmowę ponieważ noce na pustyniach były bardzo chłodne.
-Lepiej niż w dzień- chłopak stwierdził lakonicznie stojąc oparty o kolumnę.
-Fakt, coś o tym wiem, odbywałam trening w Arari.
-Tak? Na szczęście nie miałem takiej możliwości. - odpowiedział z uśmiechem.
-To w sumie niedobrze, najlepsi żołnierze powinni być szkoleni w każdej strefie klimatycznej by umieć znieść każdy zarówno mrozy jak i upały.
-Mój trening był błyskawiczny. Teraz to nadrobię o to nie musisz się martwić.
Pokiwała głową
-Cieszysz się że z nami jesteś ?
-Oczywiście że tak z wami nie można się nudzić. - powiedział z uśmiechem.
-A...um...-przez chwile zastanawiała się nad doborem odpowiednich słów -A którą najbardziej lubisz?-spytała ciekawa.
-Nie wiem wszystkie z was lubię tak samo.-stwierdził po chwili.
Jego odpowiedź niezbyt ją usatysfakcjonowała.
-Na prawdę ? Żadnej bardziej albo mniej ?
-Tak na prawdę-zerknął na nią -A co?
-A tak babska ciekawość. - zaśmiała się cicho.
-Ok-pokiwał głowa zerkając na nocne niebo, z kolei Jeanette zamilkła niezadowolona i wróciła do patrolu.
W tym samym czasie przy Zachodnim Wejściu stały Skyberry i Ivy owinięte jak mumie w koce całe dygoczące z zimna. Operatorka etertecha chciała rozpalić ognisko ale nie miała jak, ognia w spreju jeszcze nie wymyślono, a pomysł Ivy by użyć bomby samozapalającej był niezbyt dobry, zwłaszcza że stały przy zabytkowej świątyni.
-Rano piekło teraz lodówa-powiedziała Ivy -A Ty mi nawet nie pozwalasz rozpalić ogniska.
-Zgadnij dlaczego ?
-No dlaczego ?
-Bo za czasów rekrutacji byłaś nie tylko znana jako "Kaboom na wyłączność" ale również jako "Piroman".-przypomniała jej Skyberry.
-Piękne czasy...-aż łezka się jej w oku zakręciła -Ukradłam ten tytuł Chanyeol'owi.
-To akurat nie powód do dumy...
-Ciii-dała jej znak dłonią by nic nie mówiła, usłyszała cichy szelest. Skyberry momentalnie zamilkła, siedziały cicho nasłuchując szelest robił się głośniejszy czekały do ostatniego momentu ściskając w dłoniach broń, stały zdenerwowane aż zza ciemności wyskoczyły urocze puchate stworzonka przypominające skrzyżowanie bobra i świnki morskiej.
-To tylko pućki pustynne-odetchnęły z ulgą.
-Ale mi napędziły stracha-mruknęła Ivy obserwując polujące zwierzątka.
-Mnie też, ale jakie słodziaki!-zachwyciła się Sky -Cip cip taś taś...-chciała przywołać je do siebie ale one nieufnie na ją spojrzały i uciekły.
-Sky przestań straszyć pućki...
-Wiesz przez chwilę myślałam że to Ares....-powiedziała niepewnie
- Ale jesteś przewrażliwiona...
-Po ostatnim dziwisz mi się ?
-Jesteś przewrażliwiona, uważaj bo wyskoczy z Twojego namiotu. - powiedziała rozbawiona.
-Bardzo śmieszne.
Przez chwilę między dziewczynami zapanowała cisza po czym Ivy zaczęła zastanawiać się czemu ich tu przysłali to się wydawało w sumie banalne i było jak zadanie dla rekruta. No i dodatkowo była przekonana że skarbu wewnątrz Świątyni Muoashale wcale nie ma.
-Założymy się ?-spytała Ivy.
-Jasne o co ?
-Jeśli ja mam racje przez jeden dzień będziesz mi usługiwać i odwrotnie. Co ty na to?
-Zgoda-uścisnęły sobie dłonie uśmiechnięte.
I tak zimna noc minęła piorunem. Gdy tylko słońce wzniosło się ponad horyzont mogły wrócić do obozu by coś zjeść lub chociaż na chwile zmrużyć oko. Niestety, to odpadało. Gdy zegar wskazał 8:30 obudził ich okropny hałas. Skyberry zerwała się jak oparzona, chociaż wzrok ciągle miała zaspany -Wojna!-wrzasnęła tym postawiła resztę w gotowości. Była blisko, nowa maszyna do odkopywania ruin została sprowadzona przez profesora Abero. Drużna popatrzyła na Skyberry tak gniewnie że momentalnie się skurczyła.
-Hehe...sorki...
***
10 dzień Pierwszych Siewów 4E 021 (ShaShi)
W zaledwie kilka godzin cała północna strona świątyni została odkopana, widok był po prostu niesamowity. Zabytkowe ogromne posągi, piękna nyryjska architektura. Wszystko ze specjalnego kamienia zwanego deseratia. ShaShi stało chwilę nie zważając na upał, oglądając Świątynię Muoashale w całej jej okazałości, a raczej w dużej 1/4.
-Wow...-tylko tyle wydusiła z siebie Jeanette.
-Potwierdzam.-mruknęła Heeyun patrząc na rzeźby bogini Echeny, oraz boga Avishaela i magicznych stworzeń które były strażnikami wejścia.
-Robi wrażenie, prawda ?-jakby spod ziemi pojawił się profesor Abero i pogłaskał się go zaroście. Zespół mógł tylko pokiwał głowami, jak zabaweczki do grawi-aut. -Kawał świątyni...-powiedziała Amane z uznaniem.
-A to zaledwie jej część, resztę będziemy sukcesywnie odkopywać aż odsłonimy całą-powiedział zadowolony. - Zaplanowałem że wejdziemy tam jutro z samego rana, ale musimy mieć odpowiedni sprzęt....więc kto chce pozwiedzać stolicę Arari ?-spytał entuzjastycznie, długo nie musiał czekać na twierdzącą odpowiedź.
Profesor Abero po południu zabrał wszystkich do Nyrii. Piękna pustynna stolica, gdzie bogactwo i bieda było dosłownie po przeciwnych stronach ulicy. Przez wielkie bramy wpuścili ich strażnicy których zbroje były dość sporo odsłaniające ale nosili z tyłu peleryny, większość ich ubioru składała się ze złotych części. Pojazd został przy mieście gdzie nie można ich było używać, Nyria miała wyjątkowo wąskie drogi, było to trochę jak inny świat. Niby nowoczesny jak reszta Nibiru a jednak starodawny, trzymający się dawnych tradycji. Stolicę przyozdobiono zielonymi roślinami jak tylko się dało, nie więdły tak szybko bo dzięki specjalnym murom miasta, w środku było znacznie chłodniej. Mijali uliczne stragany, ludzi sprzedających wszystko od elektroniki po pustynne zwierzęta. Według Heeyun branie Pustynnego Trójnoga Pancernego jako zwierzątko domowe, było najgorszym możliwym pomysłem. To tak jak wsadzić sobie w spodnie stado skorpionów.
Profesor musiał wraz z Nedimem załatwić jakieś formalności więc pozwolił im na chwilę luzu w pracy i powiedział że spotkają się za półtorej godziny przy miejskiej fontannie, po czym wraz z ciemnoskórym mężczyzną zniknął w tłumie ludzi. Dziewczyny chwile stały w bezruchu po czym zachwycone zaczęły się zastanawiać od czego powinny zacząć.
-Gdzie najpierw pójdziemy ?
-Muzeum?
-Dzielnica rozrywki?- wszyscy wpatrzyli się wyczekująco w Heeyun.
-Mam pomysł. Niech każdy pójdzie tam gdzie chce i spotkamy się na rynku za 1 godzinę i 15 minut -zarządziła liderka.
-Wspaniale.
-Nie bedziemy sie kłócić.
-Ave Heeyun...
-Zsynchronizujmy zegarki. - gdy to zrobili, rozeszli się ciekawi miasta. Darren zniknął z oczu Jeanette poszedł się przejść a potem coś zjeść. Wiele dziewczyn zwracało na niego uwagę i machało do niego, onieśmielony chłopak o mało co nie wpadł na beczki z wodą.
Jeanette i Skyberry poszły do dzielnicy rozrywki. Ta pierwsza była niezadowolona że Darren tak po prostu zniknął miała nadzieje że spędzą razem trochę czasu, ale ze Sky też dobrze się bawiła. Amane odwiedziła muzeum a Ivy zajrzała do sklepu wraz z Heeyun. Niestety godzina i kwadrans minęły jak z bicza trzasnął, jednak każdy zdążył co nieco odwiedzić.
-Nyria jest niesamowita - powiedziała Heeyun
-Powinniśmy ją odwiedzić już dawno temu. - dziewczyny się z nią zgodziły.
-Ta architektura, ta kultura...-zachwycała się Amane.
-Taa architektura i kultura da się lubić-powiedziała Sky obserwując grupę umięśnionych opalonych nyryjskich przystojniaków z którymi niedawno rozmawiała wraz z Jeanette.
-Ale przystojniacy co? mruknęła do Amane obserwując kątem oka rozmowę owych chłopaków, którzy zerkali w ich stronę i uśmiechali się szelmowsko.
-Chyba nawet lepsi niż to Twoje muzeum co ?-zaśmiała się.
-No to skoro jesteśmy wszyscy w komplecie...
-Chwila liderze nie ma Ivy. - powiedziała Skyberry od razu zauważając jej brak.
-Gdzie ją znowu wywiało ?-mruknęła Jeanette.
-Tam gdzie zawsze gdy mamy jakąś misję poza Etheihan City...-powiedziała Heeyun, i cały zespół westchnął głęboko. Odezwała się jej mała obsesja.
Zadowolona Ivy wychodziła właśnie z kolejnego sklepiku z pamiątkami ciesząc się z nowych nabytków z pustynnego kontynentu. Zerknęła na zegarek i się wystraszyła natychmiast spytała o drogę do fontanny miejskiej. Z daleka jednak zauważyła znajome szafirowe nakrycie głowy i charakterystyczną twarz która była wiecznie w lekkim grymasie, jakby drażnił go jakiś nieprzyjemny zapach.
-Nedim!-krzyknęła za nim ale widocznie jej nie usłyszał, chciała go dogonić. Weszła za nim w małą uliczkę gdzie było już pusto ale zniknął jej z oczu. Po chwili zauważyła wnękę w zaułku a w niej Nedima z jakimś mężczyzną któremu wręczał sakwę z monetami i szeptali coś konspiracyjnie. Dziewczyna uznała to że to dość podejrzane, ale na razie zostawiła podejrzenia dla siebie.
-Co tak długo ?-spytała Amane gdy doszła na miejsce paręnaście minut po czasie.
-Trochę zabłądziłam, wąskie uliczki i dziki tłum ludzi. - wytłumaczyła na razie nie chciała nikogo alarmować, może to nie było to na co to wyglądało, może jej się zdawało że Nedim i ten drugi mężczyzna coś knują.
Kilka chwil później zauważyli profesora wracającego z potrzebnym mu sprzętem -I jak, podoba się stolica ?
-Bardzo. Szkoda że tak mało czasu mamy na zwiedzanie.
-Oj nie martwcie się przyjedziemy tu jeszcze kilka razy, dobrze wracamy na teren wykopalisk.-zarządził, wrócili przed bramę i wsiedli w pojazd gdzie wrócili przed zachodem słońca wyłączono maszynę która robiła niesamowity hałas.
***
11 dzień Pierwszych Siewów 4E 021 (ShaShi)
Wszyscy zebrali się przed wejściem, przy którym jeszcze kilka minut temu pracowali archeolodzy. W końcu je otworzono i Heeyun wydała rozkazy:
-Zrobimy tak, troje tam wejdzie a troje zostanie tutaj by strzec wejścia. Wejdą Darren, Skyberry i Jeanette, reszta zostaje.
-Tak jest
Zadaniem trójki, która miała wejść do środka była likwidacja pułapek. Zdecydowali się nie czekać na naukowców tylko pójść przodem i zająć się ewentualną neutralizacją czyhających na nich niebezpieczeństw.
Weszli do środka i zaczęli badania. Wszedł z nimi Profesor Abero wraz z Nedimem który mu pomagał. Oni stali blisko nich gdy Ci sprawdzali konstrukcje od wewnątrz.
Reszta skupiała się na ochronie wejścia uruchomili radar, sensory ruchu, czekali z bronią gotowa do strzału gdyby coś miało ich zaskoczyć, powoli zaczęli wierzyć w te zabobony o klątwach.
Z tego miejsca pozbyli się wszystkich ewentualnych pułapek, rozstawili światła pomocnicze. Profesor Abero poprosił by poszli z nim i Nedimem dalej.
Zgodzili się na to ponieważ byli ciekawi co jest dalej. Poruszali się powoli naprzód oświetlając sobie przejście. Szli rozstawiając światełka na ścianach świątyni były jakieś rysunki które profesor dokładnie analizował.
-Profesorze i jak? Co mówia te rysunki?-spytał Darren.
-Pewnie żeby uważać i nie iść dalej. - mruknęła Jeanette.
-Nie, to mapa.
-Mapa? Ciekawe dokąd prowadzi i co nas czeka na końcu...
-Tego nie wiem ale trzeba ruszyć się dalej.
Szli bardzo ostrożnie pułapki mogły być dosłownie wszędzie więc uważali na swój każdy krok.
-Trzeba być tutaj ostrożnym by nie wpaść na pułapkę - powiedział i w tym samym czasie otworzyła się zapadnia w którą wpadł Profesor i chwile potem się za nim zamknęła.
W tym samym czasie reszta czuwała na zewnątrz. Ivy kłóciła się z Amane o ten cały skarb. Liderka jedyne co mogła robić to wywracać oczami na ich kłótnie. W obozie póki co panował spokój.
-Mówię Ci że tam jest!
-Mówię Ci że go tam nie ma!
-Ale z Ciebie dziecko
-Cicho
-Nie uciszaj mnie jeszcze nie skończyłam!
-Też słyszysz to pikanie ?-zapytała, wtedy Heeyun się ożywiła i w ostatniej chwili zobaczyły bombę na drzwiach świątyni
-Wszyscy padnij!!-gdy to zrobili ładunek eksplodował i zniszczył wejście do świątyni. W jednej chwili wszystko przykrył pył i ograniczył widoczność do minimum.
*************
Ziemia/Karakura/Salon w sklepie Urahary Kisuke/Nowy Jork
- Generale proszę o pozwolenie dołączenia do grupy w Nowym Jorku badającej zniknięcie kapitana Trzynastej Dywizji. - Ukitake Arin stała na baczność w małym salonie Urahary Kisuke, którego większość w chwili obecnej wypełniały kable i płaski telewizor przypominający ludzką plazmę. Z ekranu spoglądał na nią surowym wzrokiem generał Yamamoto.
- Chyba przerwałaś mu podwieczorek albo nie wiem co... Ale jest wściekły. - Shayran zaśmiał się w jej umyśle.
- Oj przesadzasz... nie jest taki zły...
- Oj jest. Nie zgodzi się.
- Zobaczymy.
- Odmawiam nie ma takiej potrzeby abyś przerywała swój trening. - starzec odezwał się po dłuższej chwili.
- Proszę wybaczyć ale nie zgadzam się z tą oceną. Kapitan Soi Fong na pewno przyda się moja pomoc.
- Kapitan Soi Fong ma do dyspozycji świetnie wyszkolone oddziały specjalne. Dodatkowo oderwałem kapitana Kurotsuchiego od swoich badań by osobiście skupił się na poszukiwaniach śladów reiatsu kapitana Ukitake.
- Soutaicho uważam, że w późniejszym czasie mogę wszystko dokończyć. W tej chwili wszyscy i tak skupiają się na Krisie.
- No właśnie, w tej chwili priorytetową sprawą jest ochrona rekruta Wu oraz dokończenie przez was planów treningowych dopóki mamy na to jeszcze czas.
- Odnalezienie mojego ojca nie jest "sprawą priorytetową"?
- Ależ oczywiście, że jest jednak...
- W takim razie proszę mi pozwolić...
- Dosyć! - starzec huknął na nią wydając się coraz bardziej zirytowanym. - Zostaniesz tutaj. Zakazuję ci opuszczania Karakury. Traktuj to jak oficjalny rozkaz. Ta sprawa została przekazana drugiemu oddziałowi a teraz wybacz ale mam coś ważnego do zrobienia.
- Ale generale.... - próbowała go powstrzymać przed odejściem ale ekran telewizora po chwili zrobił się cały czarny a ją ogarnęły nerwy i rozczarowanie.
- A nie mówiłem? - Shayran zmaterializował się w pokoju rozsiadając się wygodnie w fotelu odsuniętym na bok pod ścianę.
Arin nie odpowiedziała wyładowując złość na stojącym obok stoliku.
- Urahara nie będzie zadowolony z niszczenia jego mebli. - usłyszała głos dochodzący zza jej pleców. Obejrzała się za siebie marszcząc brwi.
- Już wylazłeś z dziury?
- Jak widać.
- Fajnie było tam na dole?
- Doprawdy wspaniałe doświadczenie. Musisz koniecznie spróbować.
- Lepiej nie, mogłoby się to źle skończyć.
- Ciekawe dla kogo?
- Nie wiem. Nie chcę tego sprawdzać Gdzie jest reszta?
- Zarządzili odpoczynek. Chyba poszli się zdrzemnąć.
- Jasneee.
- Co masz zamiar zrobić? Udasz się do tego miasta?
- A jak myślisz?
- Sprzeciwisz się rozkazowi?
- Nie będę się tłumaczyć przed rodziną dlaczego opuściłam ojca. Mam duży dług do spłacenia, bardzo duży.
- W takim razie idę z tobą.
- Ty po co? - zdziwiła się lekko jego propozycją. - Nie jesteś mi do niczego potrzebny Poza tym...
- Stary się wścieknie i was ukarze ale Arin ma rację nie możemy tak tego zostawić. - dokończył niebieskowłosy mężczyzna przeglądając jedno z kilku kolorowych czasopism Urahary.
- Kapitanie Ukitake czy chcesz tego czy nie idę z tobą. Tak samo jak ty, mam swój dług do spłacenia.
Przez krótką chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Wu jak chcesz ale potem nie miej do mnie pretensji jak wylądujesz w areszcie.
Pokiwała głową wychodząc z ciała i wyjmując katanę. W mgnieniu oka otworzyła portal prowadzący do innego miasta. Pilnujący domu kapitanowie zauważyli, że w środku coś się dzieje ale zanim zdążyli do nich dobiec po dwójce shinigami nie było śladu.
************
Arin i Kris pojawili się w środku dnia na dachu jednego z wielu wieżowców znajdujących się w centrum Manhattanu.
- Nasze miasta chociaż trochę przypominają te na twojej planecie?
- Troszeczkę. Różnica w tym, że nasze są bardziej nowoczesne i ekologiczne. Chciałbym tam kiedyś wrócić.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć ale tylko pokręciła głową.
- Lepiej ruszajmy. Musimy dostać się na... - rudowłosa wyciągnęła z kieszeni mapę i karteczkę z zapisanym adresem. - na na Brooklyn.... Midwood Street 832... Gdziekolwiek to jest...
- Po co twój ojciec się tam udał?
- Rukia mówiła, że to była część jego misji. Miał stąd zabrać osobę posiadającą nadprzyrodzone moce zanim odnajdą ją podwładni Aizena. - stwierdziła pociągając za sobą swojego rozmówcę. Gdy po około 20 minutach jako tako znaleźli się na miejscu postanowili na moment się ukryć i poobserwować okolicę. Dom z numerem 832 stojący tuż przy ulicy, był ze wszystkich stron obwiedziony żółtą policyjną taśmą. Arin wysłała przodem Shayrana aby ten wywiedział się co i jak. Była coraz bardziej zaniepokojona i bynajmniej w tej chwili nie chodziło jej o wyglądający na opuszczony budynek. Wyczuwała dziwnie znajomą energię, która była niedaleko nich ale nie był to nikt kogo znała.
- W środku nikogo nie ma więc jeśli chcemy się tam dostać to tylko teraz zanim odszukają nas stacjonujący tutaj shinigami. - powiedział Shayran pojawiając się obok nich. Arin pokiwała głową zgadzając się z nim. Ona i Kris użyli techniki shunpo i po chwili byli już w salonie. Shayran dołączył do nich bezpośrednio się teleportując.
- Co tutaj się stało?
- To chyba miejsce zbrodni... - mruknęła wskazując na meble pokryte folią i wszechobecne policyjne plomby i taśmy.
- Chyba masz rację. - Kris podszedł do używanego kiedyś kominka na którym stało kilka fotografii przedstawiających trzyosobową rodzinę. Przez chwilę przyglądał im się zamyślony a następnie zbliżył się do regału z książkami. Arin postanowiła trochę pomyszkować i sprawdzić pozostałe pomieszczenia. Gdy dotarła do głównej sypialni zatrzymała się instynktownie wyczuwając, że to właśnie tam stało się coś strasznego. Zrobiła krok naprzód i ogarnęła ją fala negatywnych emocji. Zerknęła w bok i zamarła widząc dwa obrysy ciał: jeden na podłodze a drugi na ścianie. Obok nich nadal widać było ślady krwi. Cofnęła się ale nagle coś błyszczącego przykuło jej wzrok. Pochyliła się obok łóżka i podniosła grawerowaną, srebrną obrączkę. Od razu ją rozpoznała. Była pewna, że to własność jej ojca. Nie tak dawno na jego prośbę oddawała ją do czyszczenia u jubilera.
- Czego tutaj szukasz?
Prawie podskoczyła gdy tuż za sobą usłyszała obcy głos. Cofnęła się wyciągając broń. Tuż za nią stał nieznajomy mężczyzna, którego energię wyczuła już wcześniej.
- Co tutaj robisz? - powtórzył wpatrując się w nią.
Po chwili zorientowała się, że użył języka, którym ostatni raz posługiwała się przed swoją śmiercią. Zaskoczona stała tak dłuższą chwilę z głupim wyrazem twarzy a po chwili spróbowała się odezwać. Shayran czekał w gotowości aby zablokować jego ewentualny atak.
- Kim jesteś?
- To ja tutaj zadaję pytania. Kim ty jesteś i dlaczego nosisz łachy tych śmieci z Soul Society?
- Śmieci? Ale przecież... to niemożliwe.... niemożliwe... - opuściła broń wstrząśnięta.
Nagle cały dom zatrząsł się w posadach.
- A to co do cholery?! - odwróciła się w kierunku okna słysząc dźwięk, którego nie mogła pomylić z niczym innym. - Kris! Uciekaj! Cero!
Tajemniczy mężczyzna zniknął a ona nie mając już czasu na ucieczkę technikami shinigami, w ostatniej chwili dobiegła do Krisa, który zdezorientowany stał na korytarzu nie bardzo wiedząc co się dzieje. Wpadła na niego przewracając go na dywan i obejmując go mocno. Jej oczy rozbłysły złotem gdy sięgnęła od swoich naturalnych pokładów mocy i stworzyła wokół nich tarczę ochronną tuż przed tym gdy trafiło w nich arrancarskie cero, które zmiotło z powierzchni ziemi dom, w którym byli oraz kilka sąsiednich budynków. Ukitake miała nadzieję, że nie było w nich mieszkańców.Tarcza na szczęście wytrzymała a gdy pył i dym w końcu opadł, odsłonił wielki lej, na którego dnie znajdowały się dwie postacie.
- C-co to było? - rekrut Wu zapytał zszokowany i blady jak ściana.
- Yyy cero? Nikt ci tego nie pokazał?
- Nooo jeszcze nie. Coś tam Urahara wspominał ale... masakra... A a ta tarcza? Nie pamiętam takiego zaklęcia kido?
- Yyyy no wiesz sama je wymyśliłam. Może kiedyś nauczę cię jak ją aktywować. - skłamała gładko.
- A czy możesz ze mnie zejść? Zaraz mnie zgnieciesz...
- Aaaa przepraszam. - mruknęła odsuwając się od niego szybko i rozglądając za nieznajomym mężczyzną. Czuła, że musi go odszukać i z nim porozmawiać ale przynajmniej jak narazie nie było jej to dane. Nagle oboje drgnęli słysząc głośne klaskanie i głośny śmiech. Shinigami szybko wstała sięgając po broń a obok niej zjawił się Shayran.
- No no Kris, nawet po śmierci podrywasz nowe dziewczyny? - usłyszeli głos dochodzący do niech gdzieś z góry.
Nibirańczyk wstał z zaciętą miną wpatrując się w coś znajdującego się wysoko w powietrzu nad nimi. Arin zerknęła w tamtym kierunku dostrzegając kolejnego obcego osobnika płci męskiej stojącego w otoczeniu dwójki innych osób. Wszyscy byli ubrani na biało dzięki czemu domyśliła się, że to oni spowodowali wybuch, w którym o mało nie zginęli.
- A to kto? - spytała cicho. Wogóle nie kojarzyła takiej osoby w szeregach zwolenników Aizena. Dopiero po chwili skojarzyła jego postać z ostatnim meldunkiem jaki generał Yamamoto przedstawił kapitanom o tajemniczym Aresie, który niedawno dołączył w szeregi armii stacjonującej w Hueco Mundo.
- To Ares. Zginąłem z jego ręki. - potwierdził Kris.
- I wkrótce stanie się to kolejny raz. I tym razem pozbędę się ciebie na dobre.
Nagle tuż po ich lewej i prawej stronie pojawiła się kolejna trójka również całościowo ubrana na biało. Tym razem Arin natychmiast ich rozpoznała. byli to Tosen Kaname, Ichimaru Gin i Grimmjow.
- Mamy przechlapane. - szepnęła.
- Dlaczego? Nie dasz im rady?
- Kretynie czy ty wiesz kto to jest?! - wydarła się zaczynając się denerwować. - Mogłabym spróbować gdybym nie nosiła limitu mocy ale tak to...
- Jesteś skazana na naszą łaskę. - odezwał się Ichimaru oddzielając się od towarzyszy i okrążając ich.
- Mamy propozycję. - usłyszała opanowany głos Tosena. - Oddaj nam tego chłopaka a może puścimy cię wolno.
- Może? Skąd mogę mieć pewność, że jeśli pozwolę wam go zabrać będę mogła odejść?
- Daję ci moje słowo.
Grimmjow roześmiał się głośno mówiąc:
- Zostawcie ich mnie. Ja Grimmjow Jaggerjack sam poradzę sobie z tymi dzieciakami!
- Ucisz się. Więc jak będzie?
Arin zerknęła na Shayrana i Krisa.
- Co proponujecie?
- Wiać lub walczyć. Ares nie zna litości a z tego co widzę ci kolesie również...
- Zgódź się. Nie wiem po co im Kris ale sami będziemy mieć większe szanse...
- Większe szanse... Tego się po tobie nie spodziewałam. - warknęła zdziwiona. - Podjęłam decyzję. Jeśli chcecie go zabrać będziecie musieli przejść po moim trupie!
- Ja się wycofuję. Oni nie są godni aby ze mną walczyć. Zostawiam to wam. - oświadczył Ares.
Ichimaru prychnął zirytowany po czym ponownie skupił uwagę na Arin.
- To się da zrobić. Z miłą chęcią cię pokonam. Już dawno nie walczyłem z żadnym shinigami. - Grimmjow już chciał się ruszyć ze swojego miejsca ale ponownie powstrzymał go były kapitan dziewiątej dywizji.
- Stój. Widzę, że ta dziewczyna zajęła moje miejsce. To ja sprawdzę, czy jest moim godnym następcą.
Ukitake starała się zachować spokój. Nie wiedziała, który już raz żałowała, że zabrała ze sobą Krisa. Zaczynała podejrzewać, że ich wrogowie musieli wiedzieć o tym, że tego dnia oboje udadzą się do Nowego Jorku ale przecież nikt o tym nie wiedział. Nikt oprócz Rukii, Shayrana i ich dwójki. Jej niewesołe rozmyślania przerwał atak Tosena, który od słów przeszedł do czynów. Reszta stała i tylko patrzyła. Wymieniła z nim kilka ciosów ale nie zamierzała walczyć. Przynajmniej nie teraz. Czuła się na to jeszcze zbyt słaba. Postanowiła spróbować ucieczki i gestem głowy dała znak Shayranowi by ten natychmiast teleportował Krisa w bezpieczne miejsce. Najlepiej spowrotem do Karakury, prosto do podziemi sklepu. Ona miała być następna ale gdy tylko Shayran spróbował to zrobić obok niego pojawił się Grimmjow rozdzielając ich a Ichimaru zaszedł Krisa od tyłu. Wyminęła gładko Tosena blokując w pełnym pędzie cios jego katany ale gdy z kolei ona dostała się do Krisa do akcji wkroczył sam Ares. Nawet nie zauważyła kiedy na jej ubraniu pojawiła się plama krwi a obok niej pojawił się Gin chcący wymierzyć jej decydujący cios, który jednak nigdy nie nadszedł ponieważ został zablokowany przez...
- Muguruma Kensei ? - wyjąkała zaskoczona widokiem jej poprzednika. Jeszcze większe oczy zrobiła gdy zobaczyła jego towarzyszy. Hirako Shinji, Kuna Mashiro i Yadomaru Lisa zajmowali się Aresem i jego ludźmi. Aikawa Lowe stanął na drodze Grimmjowa ratując przed nim Krisa a Sarugaki Hiyori i Ōtoribashi Rojuro powstrzymali Tosena. Bezgłośnie, ponownie wydała rozkaz Shayranowi, który zniknął razem z Krisem. Ona sama postanowiła pomóc Mugurumie ale ten ją odpędził mówiąc, żeby się tym razem wycofała. Dotknęła rany badając jak jest głęboka. Nagle ktoś położył jej dłoń na ramieniu. Tuż przy sobie zobaczyła Ushodę Hachigena, który ją opatrzył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz